Kierkowski: moja lewa stopa...

2008-06-23 14:26 archiwum Żagli
Marcin Czajkowski i Krzysztof Kierkowski (z prawej)
Autor: Archiwum serwisu Marcin Czajkowski i Krzysztof Kierkowski (z prawej)

Wczoraj pisaliśmy o wycofaniu się Marcina Czajkowskiego i Krzysztofa Kierkowskiego z mistrzostw Europy w klasie 49er. Przyczyną była kontuzja stawu skokowego załoganta naszej olimpijskiej załogi. - Sam nie mogłem podjąć takiej decyzji. Miałem nadzieję, że jakoś damy radę, ale może na tym właśnie polega profesjonalizm, że wie się kiedy odpuścić? - pytał retorycznie w rozmowie z "Żaglami" Krzysztof Kierkowski...        

Oto notatka z rozmowy z Krzyśkiem, który wczoraj w nocy wrócił samolotem z Majorki: - Kontuzji kostki nabawiłem się tuż przed wylotem na Majorkę, jeszcze przed Pucharem Świata. Nie udało mi się pozbierać na mistrzostwa Europy. Kontuzja moich stawów skokowych to sprawa, która ciągnie się od kilku lat. Obie kostki miałem skręcone już kilka, jeśli nie kilkanaście razy. Na mistrzostwach przyszły sztormowe, dosyć ekstremalne warunki. Oczywiście dało się jakoś pływać, ale myśleć o wynikach byłoby ciężko. W Pucharze Świata nie startowaliśmy, bo czekaliśmy na mistrzostwa Europy. A tam pierwszego dnia przywiało 30 węzłów. Jeżdżę na Majorkę od wielu lat, ale czegoś takiego tam jeszcze nie widziałem! Ekstremalne warunki. Fala przelewała się przez falochrony. Drugiego dnia trochę siadło do 22-23 węzłów. Na całe regaty prognozowano silne wiatry. Nie mogłem swoich zadań robić na wodzie, a w tych warunkach nie była to robota dla jednej osoby.

Jutro jadę do Poznania do doktora Witolda Dudzińskiego. Przy gwałtownych ruchach pojawia się ból. Kwestia czasu, może tygodnia i powinno wszystko wrócić do normy. A co będzie szczegółowo się z tym działo, zadecyduje lekarz. Wizytę mam o 13. Oczekiwania i umiejętności mamy większe i głupio by było wracać bez wyniku. Aspiracje mieliśmy wysokie, lecz wymaga to jednak pełnej sprawności. Głupio znowu wypaść przeciętnie. Dwa pierwsze wyścigi mieliśmy na wygranie. Super wyszliśmy ze startu, ale błędy techniczne spowodowały, że rywale dochodzili nas. Lekka frustracja. To trochę jak kasyno, wchodzisz i wciąga cię. Myślałem, że będzie lepiej, że przestanie boleć. Podjęliśmy taką decyzję. Może na tym polega profesjonalizm i trzeba wiedzieć kiedy odpuścić? W Hyeres ruszymy pełną parą i ze zdwojoną energią - deklaruje "Kiero".

A my trzymamy kciuki i życzymy szybkiego powrotu do zdrowia!

                

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.