Polacy w Pucharze Ameryki
32. regaty o Puchar Ameryki są dla nas wyjątkowe z trzech powodów. Po pierwsze po raz pierwszy w historii podczas tych zmagań zobaczymy tam Polaków. Po drugie będzie ich wcale niemało, a po trzecie w swoich zespołach pełnić będą bardzo odpowiedzialne funkcje.
Zaczęło się od marzeń. Jedną z pierwszych prób ich realizacji był projekt POLSKA 1. Karol Jabłoński i kilkudziesięciu naszych żeglarzy uwierzyło, że nadszedł ich czas. Puchar przyjaźnie błyszczał także Markowi Kwaśnickiemu, który wsparł finansowo przedsięwzięcie. Kocioł ambicji, zapału, pracowitości i talentu buchał z daleka, kiedy w Walencji w październiku 2001 roku wodowano polski jacht „MK Cafe-Posti”. Karol Jabłoński taki uśmiech losu chciał wykorzystać w całości. Swoją pasją zarażał wszystkich. Medale mistrzostw świata i Europy w match racinngu, czy długi pobyt na czele światowego rankingu sterników pokazywały, że praca nie idzie na marne. Projekt POLSKA 1 ostatecznie zawieszono, ludzie rozeszli się w swoje strony, ale ogniki z cieniem America’s Cup wciąż się tliły. Po trzech latach okazało się, że sześciu członków tamtego zespołu znalazło się, z dobrymi referencjami, w syndykatach, które przygotowują się do America’s Cup. Karol Jabłoński wylądował na pokładzie chluby Hiszpanów - Desafío Español 2007. Jacek Wysocki, Paweł Bielecki i Grzegorz Baranowski żeglują we włoskiej ekipie +39 Challenge. Piotr Przybylski jest członkiem China Team, a Arkadiusz Ornowski znalazł się w niemieckim zespole United Internet Team Germany. Jeszcze kolejnym, który znalazł zatrudnienie w Walencji jest Michał Hadała. Koordynator przygotowania fizycznego i fizjoterapeuta w załodze Shosholoza.
Kiedy na podatny grunt rzuci się garść urodzajnego ziarna, można liczyć, że zakiełkuje piękna roślina. Kiedy ludzi owładnie pasja – można mieć nadzieję, że kiedyś zrealizują swoje plany. Historia zatoczyła małe koło. Polscy żeglarze właśnie w Walencji poznawali świat jachtów klasy ACC, rygor treningów, koszarowy tryb życia i ciężką pracę dla wspólnego celu. Teraz również w Walencji kilku z nich ma okazję przeżyć wielką przygodę, wziąć udział w jednym z największych spektakli żeglarskich, konkurować z najlepszymi rywalami na świecie, walczyć na najbardziej dopracowanych konstrukcjach, ale przede wszystkim spełnić swoje życiowe marzenie.
PIOTR PRZYBYLSKI - TRYMER GENUY I SPINAKERA CHINA TEAM
Odpowiada za trym żagli przednich. Był obiecującym zawodnikiem w klasach olimpijskich. Później ważnym ogniwem załogi match racingowej prowadzonej przez Karola Jabłońskiego, która wywalczyła meczowe mistrzostwo świata. Jego największym marzeniem był start w zawodach o Puchar Ameryki. Pierwszym krokiem był udział w treningach i przygotowaniach polskiego teamu POLSKA 1 w Walencji i na wodach Zatoki Gdańskiej. Jego determinacja i chęć realizowania życiowej pasji mogą być przykładem i wzorem. „Nie udało mi się dołączyć do Karola, Grzegorza Baranowskiego, Jacka Wysockiego i Pawła Bieleckiego, którzy podpisali kontrakty z włoską ekipą +39. Postanowiłem jednak działać – wspominał swoje początki w America’s Cup - Przez całą zimę pisałem i wysłałem kilkaset e-maili do wszystkich teamów przygotowujących się do walki o Puchar Ameryki. Otrzymywałem różne odpowiedzi. Część ekip pisała, że mają już skompletowane załogi. Część e-maili kazała mi czekać, że być może zwolni się miejsce na pokładzie. Kilka syndykatów nie odpowiedziało w ogóle. Próbowałem także pisać do znajomych żeglarzy z całego świata. Wiedziałem, że ostatnią szansą mogą być syndykaty niemiecki i chiński. Nie ukrywam, że przydały się te znajomości, bo w China Team mam wielu przyjaciół i to przede wszystkim zdecydowało, że mam okazję sprawdzić się w tej wielkiej imprezie”. Oprócz pracy dla zespołu, Piotr Przybylski poświęca się swej pasji modelarskiej. Jego kolekcja modeli jachtów klasy ACC biorących udział w tej edycji zawodów budzi uznanie u wszystkich, którzy mieli okazje je zobaczyć.
MICHAŁ HADAŁA – FIZJOTERAPEUTA W SHOSHOLOZIE
Kolejny Polak na pucharowej scenie w zespole południowoafrykańskiej Shosholozy odpowiada za przygotowanie fizyczne załogi. Po raz pierwszy z Pucharem zetknął się w 2004 roku odbywając staż zawodowy w Walencji w centrum medycyny sportu i traumatologii. Pierwszy kontakt Polaka z regatami polegał na współpracy fizjoterapeutycznej z wszystkimi zespołami, które startowały w pierwszych regatach w Walencji w 2004 roku. Później otrzymał propozycję od zespołu z RPA. Ma wyraźnie określone zadania. „Głównie opiekuje się zawodnikami pod względem ich zdolności do żeglowania – tłumaczy Michał Hadała - Wraz z biokinetykiem przygotowujemy treningi ogólno - sprawnościowe jak i siłowe. Do moich obowiązków należy również monitorowanie i korekcja wykonywanych ćwiczeń oraz przeprowadzanie indywidualnych sesji fizjoterapeutycznych. Jednak największy nacisk kładziemy na prewencje urazów sportowych w zależności od pozycji jakie zajmują poszczególni zawodnicy na pokładzie jachtu. Dlatego odpowiedni program to połowa sukcesu”.
Paweł Paterek
GRZEGORZ BARANOWSKI – TRYMER ŻAGLI PRZEDNICH W +39 CHALLENGE
To kolejny żeglarz z załogi Karola Jabłońskiego. Przez ponad osiem lat żeglował z polskim sternikiem dzieląc z nim wszystkie sukcesy. Do włoskiej załogi trafił wraz z polskim sternikiem i Pawłem Bieleckim. Po przejściu Karola Jabłońskiego do zespołu hiszpańskiego postanowił kontynuować przygodę w teamie Luki Devotiego. W ekipie +39 Challenge Grzegorz Baranowski wciąż walczy o miejsce w pierwszej załodze na pozycji trymera żagli przednich. Kiedy nie żegluje na pokładzie ITA-85 otrzymuje inne zadnia do wykonania. „Każdy ma tutaj mnóstwo pracy, więc każda para rąk się przydaje. Kiedy inni pracują na pokładzie ja otrzymuję zadania „szpiegowskie” – żartował w Walencji Grzegorz Baranowski – towarzysze zmaganiom na wodzie z aparatem fotograficznym i rejestruję ciekawostki u konkurentów. Im bliżej decydujących regat tym bardziej staje się to zabronione i ryzykowne. Zawsze jednak warto poczynić trochę notatek na temat ustawienia i trymowania sprzętu przez rywali. Ich przedstartowej taktyki i pracy załogi. Później podczas odpraw analizujemy wszystko wspólnie. Mam jednak nadzieję, że wkrótce znajdę się w podstawowym teamie +39”, bo praca na pokładzie jest zdecydowanie ciekawsza”.
PAWEŁ BIELECKI – MŁYNKOWY +39 CHALLENGE
Polski młynkowy angaż w zespole dostał z polecenia Karola Jabłońskiego. Uważany jest w załodze +39 za wzór żeglarza i sportowca. Wcześniej przez sześć lat uprawiał lekkoatletykę, a konkretnie pchnięcie kulą. Wówczas nauczył się poważnie podchodzić do sportu. „W żeglarstwie, tak jak wszędzie, liczy się pracowitość i pełne oddanie. Na pewno przydaje mi się teraz znajomość metod treningowych i teorii treningu – analizował Paweł Bielecki - Szczególnie na takiej pozycji jaką ja pełnię na jachcie. Tutaj siła, wytrzymałość i szybkość są najważniejsze. Trzeba jeszcze umieć właściwe dysponować swoją pracą. Nie może być tak, że na początku wyścigu "wypompuję" się do końca, a w decydującym o losach rywalizacji momencie będę bez siły. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, jak wiele zależy od pracy na młynkach. U nas mówi się często, że może być nawet najlepszy trymer, a jeśli nie będzie miał właściwego wsparcia i zrozumienia ze strony grinderów – duży procent jego talentu pójdzie na marne”. Paweł Bielecki jak mało kto radzi sobie z reżimem treningu i znużeniem przed regatami. „Na znużenie najlepsze jest zmęczenie – podaje receptę - Po wyczerpujących treningach nie mam zbyt wiele ochoty na refleksje. Chcemy jak najszybciej odpocząć, bo z każdym dniem treningu zmęczenie się potęguje i coraz trudniej o nowe siły. Kiedy jestem w domu staram się oderwać i nie myśleć o żeglarstwie. To wcale nie jest takie łatwe, bo po krótkim odpoczynku idę na siłownię i znów trenuję. Muszę być przecież w formie. Na siłowni przewalając kilogramy trudno nie myśleć. Wtedy jest czas na zastanowienie, krótką i spokojną analizę. O czym się myśli? Oczywiście o żeglarstwie i pracy na łódce…”
JACEK WYSOCKI – DZIOBOWY +39 CHALLENGE
Jacek Wysocki jako ostatni trafił do załogi +39 Challenge, ale szybko przekonał wszystkich do swoich umiejętności na pozycji dziobowego. Jednej z najbardziej niebezpiecznych, odpowiedzialnych i najtrudniejszych funkcji na jachcie. Trudno wyliczyć wszystkie zadania, które należą Jacka Wysokiego. Jest jednym z najbardziej dynamicznych i sprawnych ludzi na pokładzie. Podczas fazy przedstartowej jest „okiem” sternika i taktyków informując z dziobu o odległościach i pozycji wobec boi, linii startu czy też rywali. Odpowiada za zamianę i szybkie postawienie oraz zwinięcie żagli przednich łącznie ze spinakerem. W razie awarii jest pierwszym, który wciągany jest na maszt nawet w bardzo trudnych warunkach na morzu. „To specyficzna rola na pokładzie – opowiadał w Walencji – nie możesz popełnić najmniejszego błędu, a jednocześnie bardzo dużo zależy od partnerów, z którymi współpracujesz. Kiedy jesteś wciągany na maszt przy sporej fali, najmniejsze zaniedbanie kogoś z dołu może skończyć się poważną kontuzją. Praca na dziobie w ogóle do łatwych nie należy. Kiedy jacht nurkuje w wodę trzeba dobrze rozważyć czy bardziej dbać o swoje bezpieczeństwo czy właściwie dokończyć przygotowywany manewr”. Jacek Wysocki kunszt, doświadczenie i tytuły zdobywał u boku Karola Jabłońskiego. Będąc podstawowym zawodnikiem jego załogi zdobywał m.in. wszystkie medale mistrzostw świata i mistrzostwo Europy w match racingu. Wygrywał również w mistrzostwach świata klasy Micro oraz regaty Admiral’s Cup.
KAROL JABŁOŃSKI – STERNIK DESAFÍO ESPAÑOL 2007
Karol Jabłoński drogę do America’s Cup rozpoczął od ekipy Toscana Challenge. Problemy finansowe włoskiego zespołu sprawiły jednak, że projekt szybko przestał być realizowany. Półtora miesiąca później nasz najlepszy sternik rozpoczął współpracę i treningi z innym włoskim zespołem +39 Challenge. Wówczas zatrudnienie w +39 znaleźli także Grzegorz Baranowski i Paweł Bielecki. Jednak Karol Jabłoński wspólnym kursem z włoską załogą nie żeglował zbyt długo. Zdecydował się odejść do hiszpańskiego syndykatu Desafío Español 2007. Zmiana barw nie obyła się jednak bez kłopotów. Włosi twierdzili, że Hiszpanie nie mogą korzystać z pracy Jabłońskiego, który jeszcze do niedawna taką samą funkcje pełnił w ich teamie. Ostatecznie szefowie obu syndykatów zawarli porozumienie i były lider światowego rankingu sterników mógł zacząć udowadniać swoją przydatność w zespole. Do dzisiaj jego rywalami do pracy za sterem są Santiago López-Vázquez i Jesper Radich. Moment przełomowy nastąpił chyba podczas regat meczowych w szwedzkim Malmoe. Menedżerowie Desafío Español przekonali się, że najlepiej i najszybciej łódź prowadzi Polak. Szczególnie kiedy podczas rywalizacji w zakłopotanie wprawiał sterników największych syndykatów przygotowujących się do regat challengerów. „Rywalizacja trwa bezustannie – opowiadał po starach Louis Vuitton Acts 5 i 6 Karol Jabłoński - Myślę jednak, że w Szwecji pokazałem, że potrafimy prowadzić łódkę na dobrej prędkości. Podczas fazy przedstartowej też żeglowaliśmy dobrze. Startów na pewno nie przegrywaliśmy. W tym sensie, że nikt nas na starcie nie "zajechał". Jeśli szefowie zespołu zechcą eksperymentować na pozycji sternika, muszą brać pod uwagę prędkość jachtu na trasie i oczywiście rozgrywkę przedstartową. Myślę, że spisałem się dobrze. Naturalnie wciąż się uczę i zbieram doświadczenie, ale czuję, że postępy są bardzo duże. Wydaje mi się, że z każdym dniem powiększam dystans do moich dwóch rywali do sterowania Desafio Español”. Coraz głośniej podobne zdanie wygłaszali szefowie teamu. Kiedy w ubiegłym sezonie regaty przeniosły się do Walencji i zespół otrzymał nowy jacht mało kto wątpił, że za sterem stać powinien polski sternik. Karol Jabłoński wciąż pamięta o zespole, który sam kiedyś selekcjonował. „Aby dostać przepustkę do tego, by móc rywalizować w regatach o Puchar Ameryki, pracowaliśmy bardzo ciężko przez kilka lat. Szczególnie wiele pracy wykonaliśmy z moim teamem match racingowym – analizował Karol Jabłoński - Teraz mam niesamowitą satysfakcje widząc Jacka Wysockiego, Pawła Bieleckiego, Grzegorza Baranowskiego, Piotrka Przybylskiego czy Arka Ornowskiego na pokładach jachtów, na których zawsze chcieliśmy żeglować. Nasza obecność jest tutaj mocno zaznaczona. Inni nas doceniają, potrzebują naszej pomocy, widzą, że jesteśmy po prostu dobrymi żeglarzami. Cieszę się, bo widać, że lata ciężkiej pracy nie zostały zmarnowane. To jest najważniejsze.”