Polski GP 33 na Kieler Woche
Między 18 i 26 czerwca 2011 po raz kolejny załogi z całego świata staną na starcie regat morskich Kieler Woche. W tym roku odbije od keji także polska szóstka na GP 33, łodzi, która od dwóch lat jest sensacją w morskim yachtingu regatowym. Poniżej przedstawiamy wywiad ze skipperem regatowego teamu s/y „Stocznia Ustka Boatbuilders 3”, Konradem Smoleniem.
Żeglarstwo to subkultura, prawie całkowicie zdominowana przez panόw, którzy regaty zaczynają od podziwiania nawzajem swoich zegarków, butów i sportowych kurtek. W Kiel nie będzie inaczej- do tego będzie lało, będzie zimno, nie będzie gdzie spać, wpisowe wyniesie horrendalną sumę i nie da rady dopchać się do toalet przed startem. I to właśnie będzie OK, bo... tak wygląda każda duża impreza żeglarska!
Kapitan Konrad Smoleń: Najważniejszą sprawą są jednak łódki, na których się ścigamy. Żeglarze zwykle kupują je mówiąc swoim żonom, że celem jest wspólna majówka na morzu, przy pięknej pogodzie i średnim wietrze. Ale to się nigdy nie dzieje, ponieważ te łódki, z wyglądu turystyczne, to są naprawdę bardzo drogie maszyny regatowe. A wyścig wygrywa niestety nie ten, kto pierwszy przypłynie, tylko kto ma lepszy przelicznik.
Polska załoga s/y „Stocznia Ustka” chce w tym roku złamać monopol tego przestarzałego systemu.
K.S.: Nasza łódka nie udaje. Budując ją nie mówiliśmy, że jest przeznaczona do wycieczek z rodziną, tylko do ścigania się. Ja mówię żonie- jadę na regaty i ona wie, że oddalam się z normalnego świata w ten oglądaczy zegarków i kurtek. Może to brzmi śmiesznie, ale mówimy żonom prawdę i to jest pierwsza formuła fair, jeśli chodzi o sposób, w jaki się ścigamy.
Moim zdaniem, jeśli ktoś chce stanąć do wyścigu, buduje w tym celu szybką i lekką łódkę, a potem konfrontuje ją z jej podobnymi. Natomiast obecnie obowiązująca formuła preferuje przeliczanie rezultatów łódek wielofunkcyjnych, przeznaczonych nawet do mieszkania na morzu. Zmiana tej formuły byłaby trzęsieniem ziemi w świecie międzynarodowego żeglarstwa. Reguła przeliczników hamowała bardzo długo powstawanie nowych klas, bo jak ktoś chciał się ścigać, nie mógł ufać jedynie szybkości, przeliczniki decydowały o miejscu w regatach.
Polska załoga mająca do dyspozycji GP (Grand Prix) 33, zgodnie twierdzi, że fascynującą rzeczą jest nie tylko ściganie się, ale i tworzenie łódek. Historia rozpoczęła się w 2009.
W Ustce powstał kadłub zaprojektowany przez Giovanniego Ceccarelli, który tworząc koncepcję jachtu, żagli i masztu korzystał ze współpracy z zespołem Pucharu Ameryki. Stoczni brakowało niestety doświadczenia w budowaniu lekkich łodzi z włókien węglowych i rezultat był klęską. Nie dano jednak wtedy za wygraną, powstał nowy kadłub i pierwsze regaty, po dokonaniu poprawek potwierdziły, że jacht jest rewelacyjny. Ale na następnych... łódź się rozpadła. Płynęła w warunkach sztormowych uderzając o silną falę i uległa mechanicznemu uszkodzeniu. W porozumieniu z konstruktorem dokonano kolejnych napraw, kadłub wzmocniono i wypróbowano.
K.S.: Jacht jest bardzo szybki, więc jest wyzwaniem dla załogi. Rezultat jest zawsze wypadkową ilości godzin treningu spędzonych na wodzie. Na pokładzie trzeba się naprawdę starać. Będziemy startować w regatach przeliczeniowych, w których specjalny program komputerowy analizuje warunki i podaje prędkość żeglowania. Jeśli w naszym przypadku załoga popełni błąd, to to od razu rzutuje na prędkość przeliczeniową. Musimy dać z siebie wszystko. Nasza łódka nie wybacza niczego.
Co jeszcze można powiedzieć o morskich wyścigówkach? Że są strasznie drogie. GP 33, mimo, że jest naprawdę mała kosztuje 200 tysięcy Euro. To tylko cena budowy. Potem trzeba zmieniać co roku osprzęt i utrzymać załogę... Na szczęście tegoroczny amatorski team wziął na siebie nie tylko trud ścigania się, ale i troskę o porządek, logistykę i naprawy. I będzie miał frajdę ze wspólnego pływania- trzech z sześciu jego członków ma za sobą rejs do Australii w 1987-88 na s/y „Jan z Kolna”. Zostali wtedy odznaczeni Srebrnym Sekstantem za Rejs Roku. Stara przyjaźń nie rdzewieje, nawet na słonej wodzie.
K.S.: Żeby wytłumaczyć jakie znaczenie mają szczegóły opowiem o niedawnej wizycie Japończykow. Zobaczyli łódkę i byli bardzo zdziwieni, że jej wnętrze jest białe. Wnętrze ich jachtu jest czarne, bo farba ma swoją wagę, każdy gram ma znaczenie. Ale jak czulibyśmy się na morzu w czarnym wnętrzu, które daje wrażenie jamy? Będziemy mieć więc jasne, chociaż cięższe o 2 kilogramy farby. Środek jachtu musi być perfekcyjnie zaprojektowany, to niezbędne minimum, żeby przetrwać daleko od brzegu. Czasami biegi regatowe trwają przecież kilka dni z rzędu. A siły muszą być zawsze świeże, inaczej przegramy.
Zdziwienie gości z Japonii wzbudziła też stabilność naszej łódki, a gdy się jeszcze dowiedzieli ile nas kosztowała budowa, spostrzegłem w ich oczach lekki wyraz irytacji, bo zapłacili za swoją wielokrotnie więcej. „Stocznia Ustka” okazała się bezkonkurencyjna. Wizyta Japończykόw scementowała przyjaźń jaka łączy właścicieli GP33 w świecie. Jesteśmy w kontakcie. Na moją propozycję mistrzostw klasy jeszcze wprawdzie nikt konkretnie nie odpowiedział, ale jest szansa, że spotkamy się w Brazylii i- pierwszy na mecie wygra.
W charakterystyce klasy zakodowana jest jej długość- 33 stopy i nieprzekraczalna waga załogi- 560 kg. Istnieje ponadto GP 42, najdynamiczniej rozwijający się model i GP 26, rzadko używana wersja. Polskie GP 33 z Ustki było pierwsze w Europie, na świecie wcześniej byli tylko Japończycy.
K.S.: Nasza łódka różni się od innych tym, że może pływać w ślizgu, który jest przy pełnym wietrze bardzo bezpieczny i daje bezpośrednią radość pływania.
Kielerwoche ma opinię regat silnowiatrowych, choć w rozłożeniu na dni i godziny bywa różnie. Optymalne dla polskiej załogi warunki to wiatr z rufy szybszy niż 15 węzłów. Wtedy łódź „wychodzi z wody” i osiąga szybkości większe od tych, które są możliwe w żegludze wypornościowej.
K.S.: Koszty, z wyjątkiem kilku pomocnych gestów ze strony stoczni macierzystej i nielicznych firm wspierających (których ciągle szukamy), ponosimy sami. Wspomogła nas trochę firma Musto, w ktόrej ubraniach pływamy, w zakresie wyżywienia współpracujemy z Lyofood. Sponsoring żeglarstwa jest w Polsce ciągle w powijakach, a Unii Europejskiej zawdzięczamy jedynie swobodę podróżowania. Ale trzeba powiedzieć, że Kilerwoche jest wspaniale zorganizowane przez wolontariuszy. Organizatorzy przyrzekli na przykład, że przyjadą i przygotują nas do regat, wyjaśnią o co chodzi w formule i przeliczeniach. Byli u nas kilkakrotnie, uczyli nas - i- nie wzięli za to ani centa! Byłem zaskoczony i zachwycony. Niemcy są dla nas dużą konkurencją, bo dobrze żeglują i żeby z nimi wygrać- trzeba coś umieć. Są w tej chwili w czołówce światowej. Kielerwoche jest trudne. Wygrać tam, albo zająć miejsce punktowane to już jest coś i ogromna satysfakcja. Będziemy o nią walczyć!
Więcej o jachcie, załodze regatowej, treningach i planowanych startach na www.stoust.com.pl/sailing_team_a.html
Rozmawiała Iwona Lompart