Finn – żywa historia

W listopadowym numerze "Żagli" na stronie 96 czytamy: W tym roku olimpijska klasa Finn obchodzi 60. urodziny. Pierwsze mistrzostwa Polski Finna odbyły się już w 1953 roku. Od tego czasu mieliśmy dwudziestu ośmiu mistrzów – często wielokrotnych – kraju. Czas więc przypomnieć – i ludzi, i historię...
Pewnie niewiele osób wie, że jest to klasa Open. Pomimo iż dziś nie spotkamy na Finnie kobiety, nikt nie odmówiłby damie przyjęcia zgłoszenia do regat. W latach 1954 – 1984, z drobnymi przerwami, odbywały się mistrzostwa Polski w kategorii kobiet, raz nawet wygrane przez Czechosłowaczkę. Największe sławy światowego jachtingu ścigały i ścigają się na tej konstrukcji.
Dzieje ewolucji Finna są barwne, jak barwna jest historia żeglarskiej myśli technicznej w ogóle. W końcu z drewnianego kadłuba i drzewców przyobleczonych bawełnianym żaglem, który wyciągał się w tyle brzuchów, ile miał brytów, wyrósł na prawdziwą maszynę regatową. Maszty z włókna węglowego, żagle z kevlaru zatopionego w przeźroczystym mylarze, osprzęt, wytrzymujący obciążenia tysięcy kilogramów to dzisiejszy obraz Finna. Tyle że takie materiały są stosowane także w turystycznych łódkach. Ktoś dysponujący bardziej zasobnym portfelem może po prostu kupić jacht zbudowany w kosmicznej technologii i cieszyć się nim. Rzecz jednak tkwi nie w samym użyciu wyjątkowych materiałów, lecz w sposobie budowy poszczególnych elementów konstrukcji. Sprzęt przygotowywany dziś na potrzeby regatowe jest badany i mierzony za pomocą niezwykle czułych przyrządów. Zawodnik może stworzyć maszt dopasowany do swoich warunków fizycznych. Żagiel, niczym dobry garnitur, szyje się na miarę i najczęściej cała gra toczy się wokół kilku milimetrów. Nawet kadłub, a dokładniej kształt i twardość dna, dobiera się „pod siebie”, rzecz jasna w granicach tolerancji przyjętych w przepisach. Na przygotowanie konkretnego finna, podobnie jak pozostałych łódek olimpijskich, zawodnicy i ich trenerzy poświęcają mnóstwo czasu. Godziny dyskusji, poprzedzone testami na wodzie, przymiarkami prędkości i wariancjami ustawień, mają na celu stworzenie „złotego środka” – łódki możliwie najszybszej. Ta klasa dawno odeszła od romantycznych idei olimpizmu i zastąpiła je zwykłym rzemiosłem.
Recepta na finnistę
Trener kadry polskich finnistów Tomasz Rumszewicz wyróżnia cztery dziedziny, składające się na skuteczną żeglugę na Finnie. Przygotowanie szybkiego sprzętu i techniczna umiejętność prowadzenia go to podstawa, bez której się nie popłynie. Żelazna taktyka skraca drogę do mety, a monstrualna siła i wytrzymałość fizyczna gwarantują, że po wielu dniach silnych wiatrów to sternik będzie rządził łódką, a nie odwrotnie. Każda z tych dziedzin jest równie ważna i, można powiedzieć, że reprezentuje po trzydzieści procent efektu końcowego. Pozostałe dziesięć procent to tak zwana smykałka zawodnika, intuicja i odrobina szczęścia. Przez lata Finn dopracował się modelowego sternika: waga – niemal sto kilogramów, minimalny wzrost – 185 centymetrów, plecy szerokie jak u boksera wagi ciężkiej, wytrzymałość kolarza połączona z siłą wioślarza, dla dobrego przykładu podam byłego finnistę Dominika Życkiego. Gdy po raz pierwszy podałem mu dłoń na przywitanie, ścisnął ją mocniej niż ktokolwiek inny. Mimo że już wówczas miałem sezon pływania na Finnie za sobą, zrozumiałem, że zanim naprawdę stanę się finnistą, minie jeszcze dużo czasu.
Przenikanie pokoleń
Od paru lat w Polsce istnieje grupa tzw. mastersów – facetów po czterdziestce ścigających się na finnach. Nie jest ich wielu – raptem sześciu. Każdą wolną chwilę poświęcają na treningi. Są żądni wiedzy niczym zapaleni młodzieńcy, podpytują zawodników, umawiają się na sparingi. Jeden z nich ma siedemdziesiąt lat. Stworzyli własną stronę internetową (www.finnclass.pl), która od tego roku jest oficjalną witryną klasy w Polsce oraz polem wymiany opinii i informacji. Na świecie ruch Finn Masters istnieje od lat. Rozgrywane są mistrzostwa świata i Europy w kategorii powyżej 40 lat. Choć u nas mastersi działają dopiero trzeci sezon, patrząc na nich, zdaje się, że siedzą na finnach całe życie. Po zmianie garnituru menedżera dużej firmy na pianki i kapok stają się regatowcami. Na jednym starcie z nimi, niemal dla kontrastu, stają juniorzy – zawodnicy do dwudziestu jeden lat. W tej konkurencji jesteśmy w ostatnich latach w ścisłej czołówce. Od 2005 r. Polacy zdobyli dziesięć medali mistrzostw świata i Europy.
Walka o przetrwanie
Fakt, iż Finn jest klasą olimpijską, nie daje mu bezterminowej nietykalności. W ostatnich latach IFA (Międzynarodowe Stowarzyszenie klasy Finn) walczy o przetrwanie w gronie związków klas olimpijskich. MKOl żąda medialności żeglarstwa, bo świat chce oglądać wydarzenia spektakularne. Finn w porównaniu np. z klasą 49er jest po prostu wolny. Pojawiają się propozycje zastąpienia go bardziej dynamiczną łódką. W popularnym serwisie YouTube powstał więc The Finn Channel z ekstremalnymi filmami z wody. IFA chce uatrakcyjnić rywalizację, dodając flagi państw na żaglach. Każdego dnia dużych regat na www.finnclass.org pojawiają się informacje o przebiegu rywalizacji. W planach jest wyposażenie czołówki zawodników w kamery na pokładzie i udostępnianie filmów organizatorom cyklu Pucharu Świata. Mimo wspaniałej historii, z której klasa może być dumna, Finn nie domaga się specjalnego traktowania. Podejmuje raczej walkę w normalnej dziś grze rynkowej, w której ma coraz więcej młodych przeciwników. Na razie – wygrywa!
Artykuł pochodzi z listopadowego numeru miesięcznika "Żagle" 11/2009
Od redakcji: kilka dni temu Międzynarodowy Związek klasy Finn wydał okazałą książkę-album, publikację zawierająca ponad 1000 zdjęć dokumentujących 60 lat historii finna na świecie. Piszemy o niej TUTAJ