Mateusz Kusznierewicz: Jak być dobrym żeglarzem?
Zdradzę wam mój przepis na sukces w żeglarstwie. Nie tylko sportowym, ale także amatorskim, turystycznym. Pozwólcie, że rozpocznę jednak od odrobiny teorii i moich licznych obserwacji.
Od czego zacząć? Przygotowanie jachtu i skład załogi zostawiam bez dłuższego opisu. Kto o tym pomyśli, przygotuje i sprawdzi sprzęt oraz dokona dobrych wyborów personalnych, na pewno na tym skorzysta. Będzie żeglował pewniej, bezpieczniej, często też szybciej i z większą przyjemnością. Zejdźmy zatem na wodę. Pomyślcie, ile razy byliście świadkami komedii przeradzającej się często w horror, kiedy stojąc na kei, widzieliście, jak ktoś bez wyobraźni, z brawurą i brakiem umiejętności, rozbijał swój jacht, a co gorsze również i inne łódki stojące przy pomoście. Dobrego żeglarza można poznać po tym, w jaki sposób potrafi wypłynąć z portu i jak w nim zacumować. Niezależnie, czy płynie na małym optimiście, omedze, mazurskiej kabinówce czy też morskim kilowym jachcie.
CZYTAJ WIĘCEJ FELIETONÓW MATEUSZA KUSZNIEREWICZA (KLIK)
Po wypłynięciu, na całe szczęście, jest już więcej miejsca. Zaczynają w grę wchodzić inne umiejętności. Prowadzenie jachtu? Oczywiście. Miękkie ruchy sterem, z wyczuciem i pewnością, to tak jak prowadzenie kobiety w tańcu! Łódka tego potrzebuje i bardzo to lubi. Cechy dobrego sternika widać też po tym, jak przewiduje zdarzenia. Podostrzenie chwilę przed dojściem szkwału to jeden z moich najlepszych sprawdzianów dla kadry w mojej Akademii. Liczy się też uniwersalność, umiejętności pływania niezależnie, czy wieje słaby, średni, czy mocny wiatr. Znam wielu żeglarzy, którzy specjalizują się w określonych warunkach. Wręcz nie schodzą na wodę albo głośno narzekają, kiedy wieje nie po ich myśli. Dobry żeglarz nie narzeka na pogodę. Jest gotowy do pływania w każdych warunkach. Potrafi tak samo dobrze wykonać zwrot przez sztag jak i przez rufę, niezależnie od siły wiatru i fali. No właśnie, z tą falą to też bywa różnie... Moja przygoda z żeglarstwem rozpoczęła się nad Zalewem Zegrzyńskim. Podczas pierwszego wypłynięcia na morze kompletnie się pogubiłem. Nie potrafiłem sterować. Byłem załamany, ale się nie poddałem. Potraktowałem to jako wyzwanie i po pół roku treningu, słuchania trenera i podpatrywania innych wiedziałem, jak się zachować i żeglować w warunkach dużej fali.
Czas zdradzić moją receptę na sukces w żeglarstwie. Po trzydziestu latach spędzonych na mniejszych i większych jachtach, będąc żeglarzem sportowym, ale też często turystą włóczącym się od portu do portu po różnych morzach i oceanach, doszedłem do wniosku, że dobry żeglarz to ten, który:
Po pierwsze używa głowy. Głowa nie służy tylko do mądrego planowania, odpowiedniej komunikacji, oceny odległości czy prędkości, ale przede wszystkim charakteryzuje dobrego żeglarza, którego wyróżnia rozsądek i wyobraźnia. Ten, kto jej używa, jest w stanie zobaczyć sytuacje i zjawiska, zanim się wydarzą. Widzi wiatr kolorami!
CZYTAJ WIĘCEJ FELIETONÓW MATEUSZA KUSZNIEREWICZA (KLIK)
I po drugie, i co moim zdaniem najważniejsze, ma z tego przyjemność. Przyjemność z żeglowania! Uwierzcie mi, ten kto się do tego zmusza, daleko nie popłynie. Kilka razy miałem przesyt, ogarniało mnie zmęczenie, znużenie, nie odczuwałem przyjemności z pływania. Czy myślicie, że wracałem wtedy z regat z medalem? Ani z medalem, ani z uśmiechem. Najlepsze rejsy to te w dobrym towarzystwie i po ciekawej trasie. Nawet jak trwały tylko jeden dzień, a z nieba lało jak z cebra. Tak samo było z regatami. Złote medale zdobywałem tylko wtedy, kiedy otwierałem oczy chwilę przed dzwonkiem budzika, bo byłem ciekaw, co przyniesie dzień i nie mogłem się doczekać wypłynięcia na morze.
Mateusz Kusznierewicz