Rejs Męskiego Chóru Szantowego „Zawisza Czarny”

2015-09-11 13:01 archiwum Żagli

Od trzech lat flagowy żaglowiec  ZHP wśród tysięcy byłych i aktualnych załogantów  ma  również swoją śpiewającą załogę, tworzącą Męski Chór Szantowy „Zawisza Czarny”. Chórowi  przewodzi od strony żeglarskiej jachtowy kpt. ż. w. Waldemar Mieczkowski, a od strony repertuarowej i artystycznej mgr Jacek Jakubowski, jachtowy sternik morski.

Przekrój wiekowy chórzystów jest bardzo szeroki, tak  jak i przekrój reprezentowanych profesji i dotychczasowych dokonań scenicznych. Wszystkich jednak łączy miłość do żagli i kultury marynistycznej, czego przejawem jest fakt, że zdecydowana większość chórzystów to aktywni żeglarze, a wielu z nich posiada żeglarskie uprawnienia, co pozwala im swobodnie obsadzić wszystkie funkcje na żaglowcu, od kapitana po kuka. Jest to ewenement na skalę światową.

W dniach od 21 do 28 sierpnia chór odbył na żaglowcu „Zawisza Czarny” rejs po Morzu Północnym, łącząc żeglowanie z działalnością artystyczną. Pierwszy koncert Zawiszacy dali 22 sierpnia w Edynburgu, występując na scenie Thomas Morton Hall. Mobilizacja przed koncertem sięgała zenitu, bo był to koncert, którego organizatorem obok Kręgu Przyjaciół Harcerstwa w Szkocji i Szkocko Polskiego Towarzystwa Kulturalnego był Konsul Generalny RP w Edynburgu, Pan Dariusz Adler, a połowę widowni  stanowili Jego goście, w tym władze miasta, parlamentarzyści i przedstawiciele korpusu dyplomatycznego kilku państw.

Koncert został przyjęty wręcz entuzjastycznie i miło było patrzeć  jak w miarę jego trwania na oficjalnych twarzach gości honorowych pojawia się uśmiech, by wkrótce dać miejsce wyrazowi dobrej zabawy i luzu. Było wielce przyjemnie usłyszeć z ust rodowitych wyspiarzy słowa uznania i wręcz zdziwienia z powodu tak dobrej znajomości  pieśni ze starych pokładów, na które składają się w znaczącej mierze pieśni pochodzenia brytyjskiego. Dla opisania wrażeń często padało słowo excellent , do tego wypowiadane najwyraźniej nie ze względów kurtuazyjnych.

Reakcja pozostałej części widowni, którą w większości tworzyli Rodacy, była bardzo spontaniczna, z pląsami wszędzie tam, gdzie było to stosowne i było choć trochę wolnego miejsca oraz wspólnym śpiewem. Sala okazała się zbyt małą aby wszystkich chętnych do udziału w koncercie pomieścić, więc zapadła szybka decyzja, aby następnego dnia spotkać się z Rodakami w którymś z pubów, nacieszyć się sobą nawzajem i pośpiewać. Tak też uczyniono.

Oczywiście kontakty z Rodakami nie ograniczały się do spotkań na koncertach. Towarzyszyli  chórzystom w mieście, służąc  za przewodników, byli wreszcie ich gośćmi na pokładzie Zawiszy. Zgodnie przy tym przyznawali, że obecność żaglowca i koncert chóru były dla nich powodem do dumy i wzrostu prestiżu w oczach Szkotów i że tak wspaniałej promocji Polski w Edynburgu za ich pamięci jeszcze nie było. Powszechne też zapanowało przekonanie, że chór powinien zagościć u nich ponownie i to bez zbędnej zwłoki.

Żal było opuszczać gościnny Edynburg, aby pożeglować do holenderskiego portu Delfzijl ku kolejnemu artystycznemu wyzwaniu, jakim był udział w International  Shantyfestival  Bie Daip w pobliskim Appingedam. Rejs był pogodowo wielce urozmaicony i było w nim niemal wszystkiego po trochu: martwa fala, piękne słoneczko z lekkim zefirkiem, który w ciągu trzech dób stężał do siódemki, wykręcając o 180 stopni, burza z ulewnym deszczem i ponownie słoneczko, które pozwoliło się wysuszyć  i w dobrych humorach i kondycji dotrzeć do celu, zahaczając po drodze na kilkanaście godzin o Helgoland.

International Shantyfestival Bie Daip w Appingedam jest ogromną imprezą, w czasie której  w tym roku przez 22 sceny, rozmieszczone w różnych punktach miasteczka, przewinęło się 36 zespołów z Europy i Stanów Zjednoczonych, w tym aż 6 z Polski. Każdy z wykonawców miał rozpisany na każdy z trzech dni trwania festiwalu kalendarzyk, w którym określone było miejsce, godzina i czas trwania koncertu, a także kiedy i gdzie może spożyć posiłek. Przeciętnie każdy z wykonawców koncertował dziennie na pięciu różnych scenach, w programach maksymalnie jednogodzinnych. Jak można było naocznie się przekonać, cały ten misternie ułożony plan działał bez zarzutu.

W trakcie wędrówki po scenach okazało się, że najważniejszym koncertem w całym festiwalu jest ten w murach kościoła, w którym każdy z wykonawców ma raptem 10 minut na zaprezentowanie się z jak najlepszej strony, a całość jest rejestrowana i stanowi bazę nagrań wideo i płyt CD. Wreszcie jest to jedyny na festiwalu koncert biletowany i to właśnie na nim są wszyscy ważni z miasta, regionu, sponsorzy oraz organizatorzy innych europejskich imprez tego typu.

Chór zaprezentował na koncercie trzy utwory, kończąc swój występ pieśnią „Farewell and Adieu” w układzie pięciogłosowym, z elementami polifonii, która pod łukowatym średniowiecznym sklepieniem zabrzmiała monumentalnie mimo braku jakiegokolwiek nagłośnienia. Tak wymagającego śpiewaczo utworu nie słyszało się od żadnego innego wykonawcy. Za swój występ i za to, że są autentyczną załogą, Zawiszacy otrzymali od publiczności i innych zespołów gorącą owację, włącznie z powstaniem z miejsc. Smak bezsprzecznego sukcesu przytłumiał zmęczenie ciężkim dniem oraz osładzał długie godziny powrotu do kraju, teraz już autobusem.

Ryszard Wąsowicz – IV oficer, baryton, jachtowy sternik morski

Zdjęcia Bogny Kajdańskiej i członków Chóru

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.