Ateny - ocena inna

2008-06-23 14:08 Kajetan Glinkiewicz
Maciej Grabowski
Autor: Fot. Waldemar Heflich Maciej Grabowski

Na stronie internetowej Żagli zamieściliśmy już dwie oceny występu polskich żeglarzy w Atenach, obie autorstwa Tomasza Chamery, trenera koordynatora PZŻ. Swoje oceny wydarzeń olimpijskich mają też osoby od kilkudziesięciu lat związane z żeglarstwem olimpijskim. Jedną z nich jest Kajetan Glinkiewicz, trener m.in. Macieja Grabowskiego.

Kajetan Glinkiewicz
Ateny - ocena inna

Żeby ocenić występ naszej reprezentacji w IO w Atenach, trzeba ocenić indywidualnie jej wszystkie wyniki, wpływające na ten wynik czynniki i do czegoś to wszystko porównać. Do zamiarów, do strategicznych planów, do poprzednich Igrzysk, do możliwości finansowych czy też do innych krajów.
Do porównania należy wziąć wyniki indywidualne, a nie np. całej naszej dyscypliny, bo przecież nie są to regaty drużynowe i nie dlatego Czajkowski z Kierkowskim, Bronicka, czy Stańczyk z Jakubiakiem pływali słabo, żeby Mateusz stanął na pudle, a reprezentacja Polski wróciła z tarczą.

Wyniki
Wyniki w stosunku do Sydney pogorszyły się o minimum 15%, co łatwo policzyć porównując miejsca. A medal Mateusza? Byłby nawet wtedy, gdyby nie było tam innych polskich zawodników, pionu sportu i centrum metodycznego. Mateusz wraz ze swoją konkurencją Finn to zjawisko nieprzeciętne, istniejące we właściwym czasie i miejscu w historii. I byłoby nielogiczne przysłaniać nim jednym pełen obraz omawianej rzeczywistości. Więc tego nie robię, a Cebuli przesyłam mój gorący uścisk radości, że przypadło to szczęście Jemu w udziale.

Biorąc pod uwagę taki czynnik jak doświadczenie zawodników, to niezależnie jakich parametrów bym nie użył, wychodzi mi na to, że było co najmniej dwa razy większe niż w Sydney! 4 lata temu debiutantów było 6 (na 7 załóg startujących), a w Atenach już tylko 2 (na 7).

Tradycyjnie już klasy Laser i Europa, tak jak wcześniej w Sydney, a teraz w Atenach, nie miały właściwej opieki, tej wynikającej ze zgłaszanej przez samych zawodników i ich potrzeb umotywowanych silnymi argumentami płynącymi z doświadczeń fazy przygotowawczej do IO. Zważywszy, że właśnie te klasy w Polsce to nr 1 i 2 w ilości uczestników (na podstawie zgłoszeń do Mistrzostw Polski), to niepowoływanie odpowiednich trenerów było dużym ryzykiem szkoleniowym i strategicznym, a projekt tego uwarunkowania powstał już w fazie przymiarek, conajmniej rok wcześniej.

Przygotowania
Ile wydano pieniędzy? To jest pytanie do władz. Na pewno mogłoby być więcej. Jednak nie można powiedzieć, że ewentualny ich brak mógł być powodem niezrealizowania ważnego, planowanego zadania, czy zakupu niezbędnego sprzętu. Władze też nie miały takich obaw, co widać było po śmiałych manewrach finansowych, niezakładanych w zasadach strategicznych, czy warunkach przyjętych wcześniej. Przekonany nawet jestem, że wpompowanie wyraźnie większych pieniędzy nie zmieniłoby szans wynikowych na lepsze, co będzie bliższe zrozumienia po bardzo głębokiej analizie.

Założenia strategiczne
Od 2002 roku założenia strategiczne w działalności Pionu Sportu obejmowały:
- uzyskanie minimum 2 medali olimpijskich w Atenach 2004
- uzyskanie minimum 3 medali olimpijskich w Pekinie 2008
- szkolenie bezpośredniego zaplecza kadry olimpijskiej
- inwestowanie w kwalifikowaną kadrę szkoleniową
- zapewnienie właściwych warunków pracy dla zawodników i szkoleniowców
- opracowanie i realizacja optymalnych planów szkoleniowych
- podjęcie działań badawczych i inwestycyjnych celem uzyskania sprzętu najwyższej jakości
- przygotowanie ośrodka przygotowań młodzieżowych i olimpijskich
- organizacja działalności marketingowej
- szeroka działalność w zakresie public relation.

Na starcie realizacji powyższego mieliśmy 8 konkurencji. Klasa 470 Kobiet po 4 latach finansowania nie osiągnęła pułapu możliwości wymaganych do startu w Igrzyskach. Niestety, to także trzeba wliczyć w zbiór efektów sportowych.

Rozważmy pierwsze założenie strategiczne. Planując dwa medale i nie podając, w jakiej klasie, trzeba by mieć pięć, sześć klas na poziomie pierwszej szóstki w relacji państw. Takie są realia Igrzysk. Tymczasem trzy lata temu mieliśmy cztery klasy na poziomie pierwszej szóstki (Finn, Mistral Mężczyzn, Mistral Kobiet, Laser) i dwie klasy na poziomie ósemki (Europe, 49-er). W pierwszym półroczu 2004 ta sytuacja się pogorszyła. Na poziomie pierwszej trójki znalazły się dwie klasy (F, MM), w ósemce zaś trzy klasy (L, E, MK). Finn i Mistral Mężczyzn plasowały się stabilnie w trójce od przynajmniej trzech sezonów, zaś Europe i Laser średnio stabilnie w ósemce (Laser spadł z szóstki). Wyraźna tendencja spadkowa to Mistral Kobiet i 49-er. Obie klasy 470, mężczyzn i kobiet, stopniowo przesuwały się w strefę zagrożenia startem w IOL.

Teraz pora przedstawić rezultat wynikowy na Igrzyskach Ateny 2004 w porównaniu z planami (i potencjałem wyjściowym, czyli regatami olimpijskimi w Sydney): 

                                Ateny                         Sydney
Finn:                             0 (minimum)             -1
Mistral Mężczyzn:          -2                             -2
Mistral Kobiet:              -6                              -9
Laser:                         -5                              +1
Europe:                       -13                            -8
49-er:                        -11                              -8
470 M:                         -9                              -15

Tendencja minusowa w Atenach, jaka dominuje wobec braku wskaźników plusowych wogóle, z jednym bardzo pożądanym minimum Kusznierewicza, charakteryzuje jaki jest rzeczywisty postęp - jest ujemny!
O ile przyczyną bezpośrednią w większości klas jest spadek dyspozycji wyraźnych liderów klas, to w jednej klasie (Europe) bardzo słaby rezultat jest wynikiem błędu na szczeblu władz PZŻ i PKOL. O tym jednak za chwilę.
Przyczyny pośrednie powyższych wskaźników nie są już takie jednoznaczne.
Ja chcę z mojej strony zabrać głos jedynie na temat łódek jednoosobowych.

Klasa Europa
Stwierdzam, że dokooptowanie Moniki Bronickiej do ekipy olimpijskiej nie miało celu sportowego. Stało się to jasne po werdykcie Kolegium Sędziów od momentu, kiedy PZŻ dowiedział się o tym co Monika Bronicka robiła w eliminacjach, żeby nie dopuścić do ich przegrania. Oto ten werdykt:
"Monika Bronicka, żeglując przeciwko Weronice Glinkiewicz w ostatnich regatach eliminacyjnych w Hyeres złamała przepis 2-gi PRŻ
-FAIR PLAY". (pełny werdykt w tej sprawie na www.PSKE.org.pl)

Monika Bronicka zamiast walczyć w regatach o jak najlepszy swój wynik, zajmowała się fizycznym wpływaniem na wynik swojej najgroźniejszej rywalki, Weroniki Glinkiewicz przez stosowanie taktyk match-racingowych i drużynowych. W efekcie tych zagrywek Weronika Glinkiewicz, najlepsza w tamtym czasie polska zawodniczka, spadła w punktacji o przynajmniej kilka miejsc, poniżej 11 pozycji, dającej jej awans do igrzysk olimpijskich. Jestem przekonany, że gdyby to Weronika reprezentowała nas na igrzyskach, poprawiłaby wskaźnik oczekiwań dla klasy Europe z "-13" na "0" albo i wyżej. Mam podstawy to takich osądów w postaci medalu reprezentantki Danii, która w kilku regatach przed igrzyskami zajmowała miejsca porównywalne w wynikami Glinkiewicz.
Władze żeglarskie, zatwierdzając skład reprezentacji olimpijskiej, podważyły zatem suwerenną decyzję Kolegium Sędziów. Dlatego z pełną świadomością stwierdzam, że odpowiedzialność za słabe wyniki w klasie Europe w Atenach ponosi ścisłe kierownictwo sportowe PZŻ.

Absolutnie więc nie można twierdzić, jak Tomasz Chamera w jednym ze swoich podsumowań, że "klasa Europa sięgnęła dna lub zeszła do korzeni". Ja stwierdziłbym w ten sposób: klasa Europa Pionu Sportu Polskiego Związku Żeglarskiego sięgnęła dna i wróciła do korzeni, a PZŻ ponosi odpowiedzialność za jej słabe wyniki olimpijskie.
Żadna klasa poza Europe nie miała tak wysokiego progresu przed igrzyskami. Szkoda tylko, że inna zawodniczka, inny trener (Janusz Knasiecki) mieli wyniki, a inni wystartowali w igrzyskach.

I dlatego kategorycznie zaprzeczam stwierdzeniu, że klasa Europe sięgnęła dna. Faktyczny poziom klasy Europa to poziom z zakończenia eliminacji najlepszych polskich zawodniczek. Wyniki (te nie olimpijskie) były dlatego, że była rywalizacja i całkiem pokaźny potencjał wiedzy fachowej. I te wyniki są efektem korzystnego ułożenia wpływu między Pionem Sportu a zawodnikami. Istnieje na to wiele dowodów. Tymczasem rola Związku powinna ograniczać się tylko do tego, aby nie przeszkadzać. Piszę to, nie żeby "dokopywać" Trenerowi Koordynatorowi (jest odpowiednie przysłowie na temat kopania). Tylko jak się czegoś nie wie to trzeba zapytać. Tak jak z tym teamem, który rozpadł się nie dwa lata temu lecz sześć lat temu (jak błędnie podaje Trener Koordynator)! Jak się chce "iść przed siebie" to trzeba wiedzieć jak. Trzeba znać fakty, zasady, reguły, wzory, kanony, priorytety, wykresy i w ogóle swoje pełne rzemiosło. A na końcu mieć coś, co mają tylko niektórzy. Trochę szczęścia. 

Klasa Laser
Historia startu Macieja Grabowskiego w igrzyskach jest też dość skomplikowana i ma silny związek z tą powyżej. Jeszcze rok temu wydawało się, że wszystko idzie nam dobrze, zgodnie z planami. Świadomie napisałem "Nam", bo choć często się ten fakt pomija (nawet w oficjalnych sprawozdaniach), to ja, niżej podpisany, wziąłem na siebie trudne zadanie przygotowania Grabowskiego i tym samym pełną za to odpowiedzialność - tak jak przed Sydney, na prośbę Maćka. W jednym z oficjalnych sprawozdań Tomasz Chamera scharakteryzował naszą współpracę: "W nadziei stworzenia mu optymalnych warunków, nie wyciągając wniosków z poprzedniego cyklu dałem się wciągnąć. Nieprzewidziane dla mnie okoliczności spowodowały zerwanie więzów trenerskich". Ta więź między mną a Grabowskim zaczęła się nadrywać z początkiem roku i jakieś półtora miesiąca przed Igrzyskami została rozerwana. Związek uniemożliwił nam dalszą współpracę, tuż przed igrzyskami zostawiając Macieja bez specjalistycznej opieki trenerskiej. Zostałem odsunięty od Grabowskiego bez jego zgody i bez podania żadnej oficjalnej przyczyny. W najgorętszym dla tego zawodnika okresie przygotowań.
Po tym rozerwaniu udało mi się wykorzystać resztki nitek i splotłem cienki warkocz więzi, aby w razie potrzeby trzymać jeszcze śladową łączność do zakończenia Igrzysk. Czułem się jednak z tym nieswojo. Ilekroć kontaktowałem się z Maciejem to czułem obecność kogoś, kto mówił mi "...odejdź, zostaw Go, to nie Twoja działka, to nie twoje...". Tymczasem ja byłem w Atenach już 3 tygodnie przed igrzyskami, o czym Związek wiedział 2 miesiące wcześniej. Opiekowałem się zawodnikami trzech innych krajów. Mogłem wtedy zająć się także Grabowskim, ale takiej woli ze strony Związku nie było. Wyobrażam sobie, jak się czuł Maciek widząc swojego trenera w innej roli niż chciał.
Maciej przyjechał za późno lub miał przerwę nie dostosowaną do wskaźnika żeglarskiego, tzw. rozgrzania! Okres przedolimpijski jest okresem szczególnie stresogennym. Puszczanie tego czasu bezpośrednio przed igrzyskami na żywioł lub zbyt siłowe oddziaływanie, mogą działać destrukcyjnie. Laser to nie przelewki. Trudno gołym okiem wyłuskać te drobiazgi, niuanse w różnicach zachowania, a potem zachowania się na wodzie. Tym samym, trudno potem o zapewnienie jakiejś skutecznej rady. W klasie Laser to te "niuansiki" decydują o dużym nawet skoku do góry albo na dół. Dlatego w tej klasie nie ma miejsca na żywioł a przygotowania nie są robotą dla wszystkich. Trener musi być trochę jak saper, trochę jak muzyk, trochę jak ksiądz i jeszcze paru innych.

Tymczasem wg trenera Chamery, "Podczas regat rola trenera ogranicza się w praktyce do pomocy organizacyjnej i takaż rola nie jest przyczyną porażki".

Klasa Laser ma wyniki, ale są one niesione na barkach jednego zawodnika. Tymczasem Związek, słowami reprezentującego go Tomasza Chamery uważa, że w klasie Laser "nie trzeba wprowadzać drastycznych zmian". Tymczasem młodzi zawodnicy potrzebują sporego potencjału wiedzy fachowej, a póki nie mają własnych pokładów odpowiednich pieniędzy, to za szybko jej nie zdobędą i nie wyjdą na czoło peletonu pościgowego za Maciejem.
Dlatego wypowiedź Chamery zamieniłbym na "tu trzeba wprowadzić drastyczne, i radykalne zmiany, bo jesteśmy już spóźnieni 4 lata".

Podsumowanie
Czego więc brakuje w polskim żeglarstwie? Dlaczego, kiedy nadchodzą igrzyska, to wyniki idą w dół? Brakuje dokładnie tego, co powoduje wyniki u tych, którzy je mają. Profesjonalizmu... I to nie, że u nas nie ma profesjonalizmu w ogóle. Jest, tyle że nieodpowiednio stosowany lub nie w tych dziedzinach co trzeba. Wierzę, że Ci o których tu piszę, dali z siebie wszystko. Ale to nie wystarcza.
Czasem wydaje się, że sport żeglarski jest pod odpowiednią kontrolą. Mamy przecież najlepiej zorganizowaną strukturę na świecie! PKOL, MENiS, PKS, ich ciała metodyczno-szkoleniowe, PZŻ z Pionem Sportu, Kapitanatem tym wąskim i szerokim, aż kilku Trenerów Głównych, Radę Trenerów, Ośrodek, UKS-y, Żeglarską Szkołę Mistrzostwa Sportowego, oddolny ruch "NIVEA - Błękitne Żagle", jedyny tego typu na świecie i wielkie zaangażowanie prywatnych środków coraz zamożniejszego społeczeństwa.
Idąc od dołu do góry w tej wyliczance natrafiamy na coraz to bardziej poplątaną sieć powiązań, zależności (i "niemocy", jeśli akurat jest taka potrzeba), gdzie na priorytety, odpowiedni profesjonalizm nie ma często miejsca ani czasu. Tu przypomina mi się dowcip o pustej taczce, chyba go znacie, plac budowy, taczki, I Sekretarz, itd. Ta poplątana sieć jest wszechobecna, jest nad naszymi głowami. Żeby nad nią zapanować potrzebny jest specjalny system, czy też specjalne narzędzia. Większość z nas nie ma klucza do systemu ani nie ma narzędzi. Coś na pewno trzeba z tym uczynić. Nasze wolne żeglarstwo nie jest bowiem w naszych rękach!

Można wszystko zrobić za plecami. Można nawet napisać wszystko co się chce, szczególnie w ocenie ostatniego czterolecia Waszego (czy Naszego?) żeglarstwa. Napisać można z pominięciem, jak i z przeinaczeniem faktów, tak, że wnioski przeczą temu, co wynika z treści. Tak właśnie napisana została przez Trenera Koordynatora, Tomasza Chamerę ocena udziału polskiej reprezentacji w Atenach. Można tak robić, bo jedni ODBIORCY tych sprawozdań, wniosków szkoleniowych, tej propagandy sukcesów itd., są tacy sami jak autorzy tych działań (napisałbym - uwikłani w koniunkturalizm polityczny) i nie reagują. Inni zaś nie reagują, bo nie chcą być podmiotami ze słynnej wypowiedzi, niemniej słynnej postaci ze świata sportu, niejakiego Winstona Churchilla: "Krytykować może każdy głupiec i wielu z nich to czyni".

Mam wrażenie, że gdyby Churchill żył teraz i gdyby poproszonoby Go o ocenę polskiego żeglarstwa olimpijskiego, to powiedziałby, że "już dawno tak niewielu zrobiło tak wiele, żeby zrobić tak niewiele".

W smutku pogrążony
przepraszam za nie pełną
i nie w pełni "konstruktywną" krytykę

Trener od 30 lat
Kajetan Glinkiewicz

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.