40 lat temu Krystyna Chojnowska-Liskiewicz samotnie opłynęła świat
– Gdybym nie wierzyła, że mogę odbyć taki rejs, nie znalazłabym się na pokładzie MAZURKA – powiedziała Krystyna Chojnowska-Liskiewicz po dopłynięciu do Las Palmas w kwietniu 1978 roku. Dokładnie 40 lat temu – 20 marca – zamknęła wokółziemską pętlę, opływając samotnie glob jako pierwsza kobieta w historii. Z tej okazji przypominamy relację z tego wyjątkowego dla polskiego żeglarstwa wydarzenia, którą zamieściliśmy na łamach Magazynu "Żagle" w numerze majowym 1978 roku.
Koniec samotnej żeglugi. MAZUREK powitany w Las Palmas
Salutem armatnim witało Las Palmas Krystynę Chojnowską-Liskiewicz, gdy 21 kwietnia o godz. 9.30 czasu lokalnego MAZUREK wchodził do tego portu, z którego ponad dwa lata temu polska żeglarka jako pierwsza kobieta wystartowała do samotnego rejsu wokół ziemskiego globu.
Zgotowano jej godne tego wspaniałego wyczynu powitanie. Na nabrzeżu basenu jachtowego Royal Club Nautico de Gran Canaria, do którego MAZUREK wpłynął w honorowej asyście jachtów, motorówek i holowników, oczekiwał Polkę tłum ludzi, przedstawiciele prasy, radia i telewizji z całego świata, wśród których nie zabrakło również polskich dziennikarzy. Witał ją ambasador PRL w Madrycie Eugeniusz Noworyta wraz z konsulem generalnym Grzegorzem Czaplickim, sekretarz generalny PZŻ Stanisław Tołwiński, przedstawiciele władz miejscowych z gubernatorem prowincji Las Palmas i burmistrzem miasta. A przede wszystkim – mąż żeglarki, Wacław Liskiewicz, któremu już dwa dni wcześniej udało się spotkać żonę gdzieś pod Teneryfą, gdy wypłynął jej naprzeciw wypożyczoną od miejscowych żeglarzy motorówką.
Ostatnie dni rejsu przedłużały się bowiem ponad wszelkie przewidywania. Liczna grupa przybyłych z Polski przedstawicieli PZŻ i dziennikarzy cały tydzień spędziła w Las Palmas w oczekiwaniu na przybycie MAZURKA, który przy wybitnie niesprzyjających wiatrach posuwał się niesłychanie wolno, robiąc po 40-60 mil na dobę. Nikomu zresztą ten czas tak się nie dłużył jak samej bohaterce wydarzeń, dla której ostatni i najdłuższy zresztą etap rejsu był szczególnie męczący. Przebywała w nim na oceanie pełne 75 dni, niewiele wypoczywając, gdyż znów miała kłopoty z samosterem.
Krystyna Chojnowska-Liskiewicz dopłynęła więc do Las Palmas ogromnie zmęczona, lecz zapewne jeszcze bardziej szczęśliwa z zakończenia trwającej prawie 21 miesięcy samotnej podroży. Ten pierwszy dzień pobytu na lądzie również nie należał do najlżejszych. Wykąpana, odświeżona i przebrana wreszcie w damskie ciuszki – prezent od miejscowego domu towarowego, już w południe zjawiła się na spotkaniu z uczestnikami uroczystości i dziennikarzami w salach królewskiego jachtklubu, odbywszy uprzednio telefoniczną rozmowę z prezesem PZŻ, ministrem Tadeuszem Żyłkowskim. Tam właśnie sekretarz generalny PZŻ wręczył jej przyznaną ostatnio honorową Odznakę Zasłużonego Działacza Żeglarstwa Polskiego. Wieczorem miała jeszcze jedno spotkanie z przedstawicielami prasy, tym razem wyłącznie polskiej. Przez cały dzień była więc zasypywana gradem pytań, udzielając niezliczonych wywiadów.
Pytano ją oczywiście o najtrudniejsze chwile rejsu. – Było to w Portland Road – odpowiedziała Krystyna Chojnowska-Liskiewicz – małej portowej osadzie australijskiej, zamieszkałej przez kilka zaledwie rodzin. Stamtąd właśnie zabrano mnie do szpitala z atakiem kamicy nerkowej. Gdy wróciłam, MAZURKA... nie było! Byłam ogromnie zdenerwowana, wszystkie plany nagle runęły. Zaczęliśmy jednak szukać i znaleźliśmy po kilkunastu godzinach, na szczęście w zupełnie nienaruszonym stanie. Okazało się, że jacht podryfował z wiatrem, gdyż kotwica puściła na koralu.
Najbardziej dokuczył żeglarce odcinek rejsu z Durbanu do Capetown. Już po dwóch dniach żeglugi zepsuł się samoster i przez resztę trasy, czyli 16 dni musiała sterować ręcznie, po 20 godzin na dobę, przy wiatrach o szybkości 40-45 węzłów, które na samym wejściu do Capetown wzrosły do 55 węzłów. Na pytanie, czy nie miała chwilami dość tej wyprawy i zwyczajnej chęci zrezygnowania z dalszej podroży, Krystyna Chojnowska-Liskiewicz odpowiedziała: – O tym nie było mowy. Gdybym nie wierzyła, że mogę odbyć taki rejs, nie znalazłabym się na pokładzie MAZURKA...
Nasza żeglarka podkreśliła wielokrotnie, że w każdym porcie spotykała się z wielką sympatią ze strony zupełnie obcych ludzi. Szczególnie wspomina m.in. maleńkie porty australijskie Mackay i Mooloolaba, gdzie w dość trudnych dla niej dniach zapewniono jej maksymalną i zupełnie bezinteresowną pomoc. Uważa zresztą, że decydując się na przejście Wielką Rafą Koralową bardzo utrudniła sobie zadanie i że należało wybrać inny wariant trasy.
Pobyt Krystyny Chojnowskiej-Liskiewicz w Las Palmas potrwać miał dwa do trzech tygodni. Czas ten musiała poświęcić głownie na przygotowanie MAZURKA do dalszej drogi, można też przypuszczać, że nie odstąpili jej szybko dziennikarze. Warto podkreślić, że miejscowa prasa okazała niebywałe zainteresowanie wyczynem Polki. Przez cały czas przedłużających się oczekiwań na MAZURKA lokalne gazety poświęcały wiele miejsca naszej żeglarce, jej rejsowi i przy okazji polskiemu żeglarstwu. Jest to w dużej mierze zasługą naszego dyrektora polsko-hiszpańskiej spółki POLSUARIAZ, Jerzego Szczęsnowicza. Odegrał on w ogóle wielką rolę w przygotowaniu powitania Krystyny Chojnowskiej-Liskiewicz, podszedł do sprawy z całym sercem i w każdej chwili był do dyspozycji, pomagając we wszystkim i wszystko ułatwiając, udostępniając nawet swój dom na rożne oficjalne i nieoficjalne spotkania.
Do następnego portu – Plymouth w Anglii, MAZUREK wyruszy już z dwuosobową załogą. Samotny rejs jest zakończony. Krystyna Chojnowska-Liskiewicz płynąć będzie do kraju z mężem. W Plymouth powinni się znaleźć pod koniec maja, wyprzedzając nieco brytyjską samotniczkę Naomi James, która ma już za sobą Horn i w bardzo dobrym tempie kończy swój wokółziemski rejs, jako druga w świecie samotna kobieta. Trzecia będzie zapewne Francuzka Oudry. Można powiedzieć, że kobiety 80 lat czekały by pójść w ślady Slocuma, lecz jak już zaczęły, to na potęgę...
Krystynę Chojnowską-Liskiewicz powitamy w kraju 20 czerwca, w Dni Morza. Przedtem odwiedzi jeszcze Calais i Hamburg.
Trasa rejsu i najważniejsze daty:
1971 ROK: 21 grudnia – wodowanie MAZURKA; 30 grudnia – honorowy start w Gdańsku.
1976 ROK: 19 lutego – zwodowanie jachtu z pokładu statku BRODNICA w Las Palmas; 28 marca – start do rejsu; 25 kwietnia – zawinięcie do Bridgetown na Barbados, postój do 12 maja; 4 czerwca – wejście do Cristobal; 12 lipca – przejście Kanału Panamskiego i zawinięcie do Balboa; 17 lipca – z Balboa na Ocean Spokojny; 29 lipca – przekroczenie Równika; 26 sierpnia – zawinięcie do Taiohae Bay na Nuku Hiva, postój do 2 września; 10 września – zawinięcie do Papeete na Tahiti, postój do 25 września; 25 października – wejście do Suva na Fidżi, postój do 7 listopada; 10 grudnia – wejście do Sydney.
1977 ROK: 21 maja – wyjście z Sydney; 31 maja – zawinięcie do Mooloolaba, postój do 7 czerwca; 12 czerwca – wejście da Mackay, postój do 18 czerwca; 21 czerwca – wejście do Townsville, postój do 23 czerwca; 28 czerwca – zawinięcie do Cairns, postój do 2 lipca; 9 lipca – wejście do Cooktown, postój do 14 lipca; 23 lipca – zawinięcie do Portland Road, skąd żeglarka przetransportowana została do szpitala w związku z dolegliwościami nerek i wróciła na jacht po dłuższej rekonwalescencji; 19 sierpnia – wyjście z Portland Road; 21 sierpnia – zawinięcie do Thursday Island, postój do 23 sierpnia; 2 września – wejście do Darwin, postój do 17 września i wyjście na Ocean Indyjski; 15 listopada – zawinięcie do Port Louis na Mauritiusie, postój do 22 listopada; 12 grudnia – zawinięcie do Durbanu.
1978 ROK: 3 stycznia – wyjście z Durbanu; 21 stycznia – zawinięcie da Capetown, postój do 5 lutego, po wyjściu przez miesiąc brak łączności z krajem; 20 marca – zamknięcie wokółziemskiej pętli; 21 kwietnia – wejście do Las Palmas.