Syberyjska odyseja zakończona

2009-04-07 16:38 Marcin Gienieczko
_
Autor: Marcin Gienieczko

Ostatni etap to walka z burzą śnieżną i orientacją w terenie. Wyspa Ayon zlewała się z bezkresem Morza Wschodnio Syberyjskiego. Ciągnąłem mozolnie swoje sanie. Wdrapałem się na mała wyspę Duży Rajman. Zobaczyłem jak wielki pak lodowy skuwa Morze wschodnio Syberyjskie. Poczułem się jak Amudsen. Z tego szczęścia wystrzeliłem trzy flary.


Generalnie  od marca do  polowy kwietnia na wyspę istnieje zimnik czyli droga zimowa ale po ostatniej burzy śnieżnej zimnik został zaspany i wcale  nie było go widać. Zimnki  został zrobiony po to żeby   mogli miejscowi kierowcy na Uralach dowozić przez miesiąc węgiel dla  Czukczy dla tamtejszej kotłowni. Zimnika nie było wiec poszedłem po skorupie lodowej. Dotarcie z lądu stałego na wyspę to odległość 40 km. Później wędrowałem wzdłuż wyspy Szczerze mówiąc nie wiedziałem  czy w dobrym kierunku idę. Wyspa zlała się z śnieżnym otoczeniem. Nie ma żadnych wzniesień. Porostu jak okiem sięgnąć wszędzie biel .Morze  było takie same jak wyspa. Powędrowałem. Nie włączyłem gpsu i zaszedłem na małą wyspę Czenczku. Tam spotkałem    koczujących  Czukczy .Nomadzi powiedzieli mi ze  oddaliłem się od wyspy jakieś 7 km i żle wędruje. A mój cel to była osada Ayon. Niewielkie skupisko ludzkie składające się  z Czukczy, tubylczy lód Czukotki. Tam też jest Stacja Polarna. Przyszła zamieć i ograniczenie widoczności   spadło niemalże do zera .Nad ranem byłem tak osłabiony po ostatnim zatruciu ,że zdecydowałem się ,że  kolejne 60 km  dojadę na skuterze razem z Czukczami , którzy mieli tez za cel dotrzeć do osady Ayon. Szczerze mówiąc wole minus 50 niż purge czyli zamieć śnieżną. Ona ogranicza widoczność do zera w trakcie takiej zamieci namiot- stelaż wygina się na wszystkie strony. Obciążony namiot pyłem śnieżnym może  nie wytrzymać przetrwania nocy. Mimo, że mój namiot to typowy tunelowy namiot-on lepiej wytrzymuje uderzenia polarnego szkwału-Zawsze w nocy w trakcie purgowania miałem wielkie obawy czy  dotrwa dnia. I tym samym dotarłem  do Ayon. Tam koło Stacji Polarnej postawiłem Polską flagę. Powiała na wietrze w stronę Bieguna Północnego. Na  fladze   miałem wpisy wszystkich ludzi , których poznałem w trakcie tej ekspedycji. Wpisy były od Magadanu aż  morze Wschodnio Syberyjskie. To ludzie są esencja syberyjskiej ziemi. To oni dali mi dużo do zrozumienia co to znaczy mieć otwarte serce dla  innych. Każdy dom mnie przygarniał, każda chata traperska. Na wyspie Ayon spędziłem cały dzien. Polarnicy poinformowali mnie ,że za dwa dni zbliża się duża burza śnieżna. Ich barometry i oraz inne przyrządy do oceny pomiaru wiatru wskazywały ,że będzie purga bardzo silna. Afiorow naczelnik stacji z wyspy Ayon powiedział mi że  w nocy  Czukcze będą jechać do Piveku  po produkty.
 -Lepiej będzie jak szybko opuścisz wyspę bo możesz tutaj koczować w trakcie tej purgi kilkanaście dni  miałem  już zaklepany samolot na 7  kwietnia wiec nie chciałem ryzykować zdecydowałem się na szybkie akapultowanie się z wyspy. Tym samym  po zrobieniu zdjęć, dokumentacji nie miałem już co robić. Wiec postanowiłem z  Czukczami wyjechać w nocy  opatulony skurami renifera . Dla mnie wsypa Ayon była takim małym Biegunem Północnym. Tak samo odległym od wszystkiego jak sam Biegun. Przemierzyłem ponad  3,5 tys km ażeby do tej wyspy  dotrzeć. W rzeczywistości  faktycznie kiedy patrzyłem w bezkres skutego lodem morza tylko  przed mną Biegun Północny. Cieszę się  bardzo ,że wyprawa w 80 % powiodła się. Pisze ,że  w 80 % gdyż ją trochę zmodyfikowałem. Nie wędrowałem cały czas Kołyma. Pomysł na przebrniecie Czukotki zrodził się  na samej wyprawie. Też z samego Sejmaczanu nie moglem wystartować ze względu na głęboki śnieg. Tutaj zadecydowałem wraz ze swoja ekipa Marcinem Osmanem -filmowcem  ekspedycji i Krzysztofem Szafranem logistykiem ekspedycji. Chodź do mnie należało ostateczna decyzja .Wspólnie zdecydowaliśmy  po naradzie ,że będę napierał od Sasyr-Jakucja. Dla mnie  zimowa wyprawa to walka z każdym  dniem z samym sobą. Bo jak nazwać  5 minutowy postój w tem minus 53 stopnie. To najniższa temperatura jak zastałem w trakcie tej wędrówki, kiedy nie mogłem otworzyć termosu. Gdyż zawsze po wypici  herbaty  zamarzały  krople   w zakrętce i musiałem mocno pocierać a czasami uderzać  termosem o lód żeby otworzyć termos. Jak można nazwać przegryzienie batonów czekoladowych które były jak skała. To detale  , które mówią jak było ciężko. A było bardzo ciężko. Dla mnie wprawa od Zatoki Nogajewa- Magadan po Morze Wschodnio Syberyjskie na wyspę  Ayon   to nie tylko przeprawa transsyberyjska to również sportretowanie ludzi, którzy żyli i żyją  w najbardziej ekstremalnych warunkach na ziemi.

Dla mnie wyprawa przez Syberie to ukoronowanie wielkiego projektu,

który nazwałem TROJBOJ -trzy wielkie wyprawy przez Północ. Pierwsza zrealizowałem w czerwcu kiedy to spłynąłem  rzeka Ponoj do Morza Barentsa a później Morzem Białym opłynąłem południową cześć Półwyspu Kolskiego niewielkim gumowym kajakiem. Następnie przeprawa przez Góry Mackenzie i przejście 350 km przez najbardziej niedostępne Góry Pół. Kanady. Góry Mackenzie .Ta przeprawa mocno  kondycyjnie  mnie przygotowała do ostatniego etapu. Tak też po 4 miesiącach znalazłem się na Syberii. Teraz kiedy już jestem w  bezpiecznym miejscu cieszę się ,że wszystko się  powiodło, ze powiała polska flaga i ,że mogę  myśleć o kolejnych projektach. Polarnicy zapytali się  mnie: Marcin w trakcie tych 3 miesięcy jak się motywowałeś ? To bardzo ważne w arktycznych warunkach. Odpowiedz  była szybka: Nazywam się Marcin Gienieczko, Gienieczko i nie ma takiej siły , która mogła by mnie pokonać. Granic nigdy nie będę widział nie mogę. Napieraj nie poddawaj się Gienieczko. Jeszcze trochę jeszcze trochę. Tak sobie cały czas powtarzałem w trakcie tej przeprawy. Dla mnie wyprawa na Północ.  Była jedną z najciężych ekspedycji jakich zorganizowałem .Sam fakt ,że  nie odmroziłem nic na stałe żadnych palców jest dla mnie największym sukcesem. Pamiętam jak robiłem test w Sejmaczanie nad  Kołymą.. Pierwszy nocleg w zabójczym mrozie. Krzysiek i Marcin spali w ciepłym mieszkanku ja w namiocie. Było w nocy minus 48 stopni. Leżałem w  trzech  śpiworach w środku był  śpiwór  puchowy .Skulony jak pies z ledwością oddychałem . Około 2  w nocy się przebudziłem. Po 5  godzinach snu. Pierwsza myśl była następująca nie zamarzłem, żyje! Krew płynie. Mogę spać dalej. Tak też było w trakcie całej tej ekspedycji nie zmarznąć iść dalej ,napierać nie poddawać się.

Dziękuje wszystkim za wsparcie  tego całego projektu ze mnie nie opuszczaliście i ,że mogę spędzić święta  Wielkiejnocy już w Polsce. Dziękuje dla Marcina Osmana i Krzyska Szafrana współtowarzyszy pierwszego etapu przeprawy przez Syberie ,że byli ze mną i mi pomagali. Dzięki wyprawie odkryłem wspaniałą przyjaźń. Wszystkiego najlepszego na święta.
Marcin Gienieczko

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.