Polscy żeglarze podsumowują czwarty dzień regat

2016-08-12 4:11 Dominik Życki
rio 2016 klasa 470 kobiet Skrzypulec Gliszczynska 2 dzien
Autor: Sailing Energy / World Sailing

Dużo niezwykłych wydarzeń miało w czwartek miejsce u wybrzeży Rio. Większość z nich wynikała z wyjątkowo zmiennego wiatru z nowych, niespotykanych tu kierunków. Mimo przeciwności losu dobrze radził sobie Piotr Myszka w klasie RSX mężczyzn, słabiej natomiast nasze panie w klasach RSX oraz 470. Oto jak nasi żeglarze podsumowali to, co działo się w czwartek na wodach zatoki Guanabara.

Agnieszka Skrzypulec i Irmina Mrózek-Gliszczyńska (470): co nas nie zabije, to nas wzmocni

– Rio uchodzi za akwen słabowiatrowy o tej porze roku, a mieliśmy w czwartek na trasie wiatr... bardzo silny. Nieźle Wam szło w tych warunkach w pierwszym wyścigu. Jak przebiegała ta walka?
Agnieszka Skrzypulec: Pierwszy wyścig rozpoczął się dla nas bardzo dobrze, miałyśmy bardzo dobry start, dobrą prędkość na trasie, płynęłyśmy razem z mocnymi dziewczynami do lewej strony. Kontrolowałyśmy przebieg tego wyścigu i naprawdę dobrze to wyglądało. Niestety w niewielkiej odległości od górnego znaku okazało się, że dziewczyny z prawej strony dostały korzystną zmianę i pomimo gorszego startu i gorszej prędkości, przypłynęły na górny znak przed nami.

– Na trackingu wyglądało, jakby dostały 10-15 stopni zmiany przed górnym znakiem...
Irmina Mrózek-Gliszczyńska:
Tak, początkowo było to 10, później 15 a potem na chwilę nawet 20 stopni. Dziś chodziły takie zmiany. Prócz zmian na trasie były dziś też ogromne fale

– No właśnie. Jak radziłyście sobie w tych warunkach? Na waszej trasie Copacabana wiało mocno a do tego fale sięgały powyżej 3 m.
Irmina Mrózek-Gliszczyńska: Tak wysoka fala bardzo utrudnia żeglowanie na trapezie. Czekałam tylko na te najwyższe fale, żeby zorientować się, gdzie jest górna boja. Najczęściej się to nie udawało i czekałam na kolejną okazje, żeby zobaczyć boję. Ponieważ doliny między falami były bardzo długie, przez większość czasu trwania halsówki w ogóle nie widziałyśmy boji!

– W ogóle samo utrzymanie na trapezie na takiej fali, w takich warunkach to pewnie dla Ciebie duże wyzwanie?
Irmina Mrózek-Gliszczyńska: Musiałam szeroko stawiać dziś stopy na łódce. Tak trochę nie po żeglarsku.

– A wracając do pierwszej halsówki: gdy wracałyście z tej lewej, udało Wam się zmieścić pomiędzy innymi łódkami płynącymi na prawym, ale... nie dałyście rady okrążyć boi. Trzeba było zrobić jeszcze "docinkę" - dwa krótkie zwroty przed sama boją.
Agnieszka Skrzypulec: Tak, to przez drobną awarię sprzętową. Przy wielkim obciążeniu od silnego wiatru zaplątały nam się linki, których przy napiętych pozostałych regulacjach nie mogłyśmy odplątać. Próbowałam z nimi walczyć, ale się nie dało, więc ciężko było na tym prawym halsie utrzymać ostrość. Gdybyśmy tę ostrość utrzymały, weszłybyśmy na boję ok. 4-5 miejsca. Po tych dwóch nieplanowanych zwrotach od razu straciłyśmy kilka pozycji i czołówka nam odjechała na następnym boku trasy i musiałyśmy je gonić.

– Później żeglowałyście bezbłędnie aż do mety tego wyścigu. Ale co się stało w drugim? Dlaczego na wynikach macie DNS - Did Not Start? Nie wystartowałyście?
Irmina Mrózek-Gliszczyńska: Ciężko nam o tym mówić. Przygotowujemy się kilka lat do tych jednych regat, wydaje się, że wszystko przygotowane jest perfekcyjnie, mamy wymienione wszystko co tylko możliwe na nowe. Nagle okazuje się, że nowy bom, który wydawało by się nie może się zepsuć, psuje się! Wyleciał po prostu bloczek od outhaulu (szkentli, regulacji po bomie) i cały żagiel zwinął się jak harmonijka. Próbowałyśmy to naprawić, ale okucie się po prostu wyłamało! Nie było za co związać, bo linki od razu przecinały się o krawędź metalu. Musiałyśmy całkiem zrzucić grota i zapomnieć o tym wyścigu... To straszne uczucie rezygnować z wyścigu na igrzyskach olimpijskich.

– Każdy musi mieć jakąś odrzutkę w regatach. Wy już po prostu zapewniłyście ją sobie właśnie w czwartek. Przed Wami kolejne wyścigi, a wyglądacie na gotowe do żeglowania i zdeterminowane od walki.
Agnieszka Skrzypulec: Wiadomo, że takie sytuacje podcinają skrzydła. Bardzo dobrze się dziś czułyśmy, miałyśmy świetną prędkość. Wiedziałyśmy, że możemy to wykorzystać w drugim wyścigu. Akcja przed jego startem mocno nas rozbiła, ale już pozbierałyśmy się do jutrzejszego wyścigu.
Irmina Mrózek-Gliszczyńska: Jeśli nasi kibice pamiętają nasze poprzednie regaty, np. Mistrzostwa Świata w Argentynie to wiedzą, że my potrafimy "odpalić" w drugiej części regat.
Agnieszka Skrzypulec: Wciąż chcemy pokazać się tu z jak najlepszej strony, a co nas nie zabije, to nas wzmocni.

 

Piotr Myszka, klasa RSX: stałem jak w oku cyklonu!

– Piotrze, co się działo w pierwszym wyścigu? Na pierwszej halsówce popłynąłeś w prawo, chwilę później tracking pokazał Cię już niemal na prowadzeniu. I nagle straciliśmy Cię zupełnie, gdzieś nam "zniknąłeś" by po chwili pojawić się na boi daleko, ok. 25 miejsca. Co tam się stało z tej prawej strony trasy? Dlaczego tak dużo tam straciłeś?
Piotr Myszka: Kompletnie skończył nam się wiatr! Przez chwilę stałem kompletnie i kręciłem się w kółko, nie byłem w stanie ani złapać wiatru z prawej, ani tego z lewej. Stałem pomiędzy szkwałami, pomiędzy którymi było totalne "zero"! Ja po prostu czułem, że mnie odkręca raz do jednego, raz do drugiego, ale żadnego nie łapałem! Stałem jak w "oku cyklonu", kręciłem się w miejscu nie płynąc do przodu. Francuz żeglujący tuz obok mnie wpadł nawet nagle do wody! I w tym momencie lewa, która chwilę wcześniej nie istniała, nagle ruszyła i wszyscy z tej lewej przede mną wjechali. Ci co byli za mną, złapali szkwał z prawej, którynieoczekiwanie do nich doszedł i też mnie wyprzedzili! Z niemal pierwszego miejsca spadłem na chyba ostatnie, nie byłem w stanie podjąć żadnej rywalizacji, bo stałem wciąż bez wiatru. To było ciężkie, te zmiany na zatoce są nieprzewidywalne, ale później wykorzystałem ja na moją korzyść - odrobiłem straty i wspiąłem się na 12 miejsce.

– W następnych wyścigach uniknąłeś na szczęście takich sytuacji.
– Tak, drugi wyścig popłynąłem rewelacyjnie, wszystko się poukładało zgodnie z planem. Choć sytuacja też zmieniała się jak w kalejdoskopie. Prowadziłem, potem byłem drugi, potem piąty. To był bardzo udany wyścig dla mnie, dojechałem na drugim miejscu i bardzo się z tego cieszyłem, szczególnie po tej niesamowitej sytuacji w poprzednim wyścigu. Po finiszu drugiego byłem pozytywnie nastawiony do kolejnego wyścigu, w którym... walczyłem na "maksa", dałem z siebie wszystko. Jednak znów tak różne i dziwne rzeczy działy się na halsówce, że trudno to opisać. Ktoś spadał z pierwszego na dziesiąte, potem ktoś inny niemal z ostatniego wskakiwał na prowadzenie. Nagle znaleźli się obok nas ludzie, którzy zwykle żeglują na 30. miejscach. Pomiędzy mną a Holendrem było czterech zawodników, z którymi wcześniej nie podejmowaliśmy nawet rywalizacji. Na szczęście ci dobrzy zawodnicy byli kilka miejsc za nami. Z jednej strony super, ale z drugiej pokazywało to, jak trudne i zmienne mieliśmy dziś warunki.

– Większość olimpijskich wyścigów już za Tobą. Spróbujesz jeszcze zaatakować srebrny, a może złoty medal?
– Przed nami jeszcze trzy wyścigi eliminacyjne i mam nadzieję, ze jutro będę równie dobrze pływał i atakował. Moim celem jest walka do samego końca, na pewno nie odpuszczę ani na chwilę.

 

Małgorzata Białecka, klasa RSX: wyścig medalowy to ostatnie o czym teraz myślę

– Małgosiu, w ostatnim czwartkowym wyścigu nastąpiła ogromna poprawa. Podobno zmieniliście statecznik po drugim biegu?
Małgorzata Białecka: Od drugiego dnia regat miałam takie podejrzenia, że coś jest nie tak z deską. Ale nie spodziewałam się, że to może być statecznik. Startowałam na nim w mistrzostwach świata, świetnie się wtedy sprawdził, później także. To był mój najlepszy statecznik i dlatego zabrałam go tutaj do Rio. Coś jednak w tych pierwszych wyścigach nie pasowało, coś było nie tak. Z drugiej strony oglądaliśmy tutaj wszystko setki razy i wydawało się, że wszystko jest w porządku. Nie było żadnych znaków, żeby go wymieniać. Nawet w dniu wolnym od ścigania wyszliśmy na wodę i sprawdzaliśmy wszystko! Dzisiaj jednak, w dwóch pierwszych wyścigach, w których startowałam bardzo dobrze, nie mogłam utrzymać się z rywalkami. Płynęłam "bokiem". Stwierdziliśmy, że nie mam nic do stracenia i muszę zmienić statecznik - i to przyniosło efekt, od razu zaczęłam płynąć.

– Jak oceniasz swoje szanse na wyścig medalowy?
– To teraz ostatnia rzecz, o jakiej myślę. Zamierzam walczyć o każdy punkt do samego końca. Zawsze tak robię więc i teraz się nie poddam.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.