"Monster Project" z Jackiem Siwkiem na pokładzie czwarty w RORC Caribbean!

2014-02-28 0:00 Jacek Siwek
Monster Project - mat. prasowe organizatorow
Autor: Archiwum Żagli

Po fascynującym i trudnym wyścigu jacht "Monster Project" z polskim żeglarzem na pokładzie zajął czwarte miejsce w regatach Royal Ocean Racing Club Caribbean 600 w czasie 2d 5h 29min. To rewelacyjny rezultat dla zespołu składającego się głównie z amatorów ścigających się z najlepszymi oceanicznymi regatowcami na świecie. Oto relacja z imprezy przysłana przez Jacka Siwka tuż po zakończeniu wyścigu.

To jak jesteśmy zadowoleni z wyniku i jak go oceniamy najlepiej oddaje nieco żartobliwy tekst wymyślony w trakcie dzisiejszej poregatowej kolacji : ‘Wygraliśmy ze wszystkimi, którzy nie spędzali swojej przerwy w Volvo Ocean Race lub Pucharze Ameryki na maxi racer’ach na Karaibach’. O ile ‘Bella Mente’, ‘Rambler’ i ‘Shockwave’, super szybkie maxi i minimaxi ze swoimi profesjonalnymi regatowymi załogami były poza zasięgiem od samego startu, pokonaliśmy wszystkich innych, w tym ‘Caro’ z załogą z Volvo Ocean Race, IMOCA 60 ‘VNAM’ prowadzoną przez Bertranda De Broc, TP52 ‘Pace’ i kilka jachtów 90 stopowych.

Regaty dostarczyły gigantycznych emocji, szczególnie załogom pierwszych trzech jachtów, które ukończyły 600 milowy wyścig z zaledwie 12 minutową różnicą między pierwszym i trzecim. My przypłynęliśmy 5 godzin później, a kolejny jacht ponad 2 godziny po nas. A w czasie gdy to piszę większość spośród 64 jachtów biorących udział w regatach nadal płynie, w tej liczbie także maxi ‘Idea’. Niektórym ukończenie tych regat zajmie ponad 3 dni.

Na trasie mieliśmy bardzo zmienne warunki, z wiatrem of 5 do 25 węzłów, ale generalnie wiatru było mało. Nasza maksymalna zarejestrowana prędkość to 27 węzłów. Mniej niż w trakcie legendarnego już rejsu z Alicante (32.7 węzła), ale całkiem nieźle jak na załogę amatorów. Trasa była bardzo wymagająca, z kilkoma taktycznymi ‘zagwozdkami’, które udało nam się całkiem dobrze pokonać. Byliśmy bardzo zadowoleni z rozegrania, zawsze trudnego i ryzykownego, przejścia w cieniu Gwadelupy, a ostatnie 20 mil w bardzo zmiennym wietrze pozwoliło nam powiększyć przewagę nad ‘Caro’ i ‘VNAM’. Załoga poradziła sobie dobrze, choć niektórzy bardzo odczuli trudy wyścigu na tym skomplikowanym i trudnym w obsłudze jachcie. Większość z nas spała przez te dwie doby około 5 godzin. Zmiana ubrań na suche nie miała sensu, bo pokład non stop zalewały tony wody. Dokonaliśmy ponad 10 zmian żagli, a Code 3 mimo rozdarcia jakoś dotrwał do końca.

‘Monster Project’ klasy Volvo Open 70 spisał się bez zarzutu, choć w starciu z maxis i minimaxis widać było wyraźnie, że należałoby dokonać zmian żeby ten jacht mógł wygrywać z każdym. Głębszy i lżejszy kil, kilkaset kilogramów mniej poprzez zmianę konstrukcji mechanizmu tenże kil poruszającego, lżejszy silnik i  być może dodatkowy boczny balast wodny – a więc zmiany wykraczające poza dopuszczone w ramach klasy VO70 – i mielibyśmy maszynę regatową bardzo trudną do pokonania. Szczególnie na kursach od półwiatru. Bo na wiatr oczywiście ten jacht (ze względu na kształt kadłuba nazywany ‘żelazkiem’) będzie zawsze nieco odstawał od smuklejszych maxis. 

Szkoda też trochę, że wśród jachtów z całego świata na takich regatach brak jednostek pod polską banderą. Mamy przecież tradycję, umiejętności, a i środki, jak sądzę, dla dobrze zaplanowanego projektu udałoby się zdobyć. W Alicante staliśmy obok polskiego żaglowca ‘Kapitan Borchardt’. Wymiana uprzejmości, wzajemne wizyty i od słowa do słowa okazało się, że kapitan polskiego żaglowca płynął na ‘Cetusie’ w pamiętnych tragicznych regatach Fastnet 1979. Miło było popatrzeć z jakim szacunkiem załoga ‘Monster Project’ na niego patrzyła. Dobrze byłoby gdybyśmy mogli w regatach morskich pisać polską historię dalej, a nie tylko cieszyć się z sukcesów lat minionych.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.