"Mojamoja" Korsarz POL 25 - subiektywne podsumowanie sezonu regatowego

2016-12-27 14:40 Piotr Danowski
Piotr Danowski
Autor: Archiwum autora Piotr Danowski

To był mój czwarty sezon we flocie Korsarzy. POL 25 "Mojamoja" z załogantami – Katarzyną (głównie) i Marcinem (okazjonalnie) wywalczyła czwarte miejsce w mistrzostwach Polski i ostatecznie też czwarte w Pucharze Polski 2016.

Sezon niezwykle intensywny, w którym ponad 60 dni spędziliśmy na wyjazdach na regaty i treningi, przejeżdżając w tym czasie z łódką około 15 tysięcy kilometrów. Sezon bogaty w nowe doświadczenia, gdzie jak w każdej dziedzinie życia, słodycz zwycięstw przeplatała się z goryczą porażek. Ale właśnie dla tych chwil intensywnych emocji warto wejść w wyścigi żeglarskie.

30 stycznia już tradycyjnie zaczęliśmy szkoleniem z przepisów regatowych w warszawskiej Tawernie "Korsarz". Zosia Truchanowicz, sędzia i arbiter międzynarodowy ISAF, cierpliwie tłumaczyła nam niuanse poszczególnych paragrafów i ich praktyczne wykorzystanie w rozgrywkach na wodzie. Kolejne przygotowanie teoretyczne 5-6 marca pt. "Jak wygrać regaty" prowadzone przez Janusza Kasiaka również odbyło się w Tawernie "Korsarz", której właściciel – Michał Witkowski wspiera działania Floty Centralnej Klasy Korsarz.

Warszawskie targi "Wiatr i Woda" 10-13 marca były natomiast ostatnią imprezą, w czasie której można było na spokojnie uzupełnić braki osprzętu przed sezonem. Jego właściwy początek, czyli wodowanie 19 marca pozwoliło na dopracowanie takielunku. Pierwszy trening po przerwie zimowej odbył się na Zalewie Zegrzyńskim 25 marca. I zaraz po Wielkanocy wygrzewaliśmy się już nad włoskim jeziorem Garda, uczestnicząc w dniach 29 marca – 6 kwietnia w dorocznym zgrupowaniu treningowym niemieckich i austriackich załóg. Silne wiatry i zimna, górska woda sprzyjały zgraniu załogi. Jeszcze raz doceniliśmy pomoc w skompletowaniu odpowiednich ubiorów ze strony Darka Sikorskiego z polskiego oddziału Musto oraz nowo nawiązaną współpracę z Markiem Kwaczonkiem z bydgoskiego Makanu. Resztę kwietniowych weekendów spędziliśmy w bazie AZS na Zegrzu trenując pod kierunkiem Marcina Michalika.

Kolejną imprezą były Międzynarodowe Mistrzostwa Austrii w St. Gilgen nad Wolfgangsee. 27 jachtów żaglowych z Austrii, Niemiec i Polski ścigało się w ośmiu biegach. Początek sezonu Polskiej Floty Klasy Korsarz odbył się natomiast w trakcie Regat o Puchar Jeziora Charzykowskiego 20-22 maja. Do rywalizacji w sześciu biegach stanęło 21 jachtów i ostatecznie zajęliśmy tam trzecie miejsce. Bezpośrednio z Charzy pojechaliśmy jako jedyna polska załoga na Międzynarodowe Mistrzostwa Niemiec rozgrywane 23-29 maja na Ammersee. Warunki wybitnie słabowiatrowe pozwoliły rozegrać tylko 5 biegów, po których zajęliśmy 63. pozycję. Powrót do Polski i od razu pierwszy trening organizowany przez PFKK 8-10 czerwca na Zalewie Domaniowskim, a po nim 11-12 czerwca Regaty o Szablę Starosty Radomskiego. Pięć biegów dla czternastu Korsarzy okazało się dla nas imprezą nieszczęśliwą. Mając szanse na wysokie miejsce odpadliśmy z walki po wypadku na wodzie. Po raz pierwszy tak namacalnie zrozumiałem sens zabezpieczenia ratowniczego w czasie regat – w użyciu była i motorówka WOPR, i karetka pogotowia.



18 czerwca to z kolei regaty przelicznikowe Żeglarskie Fajerwerki RACE 2016 organizowane przez YKP Warszawa w Jadwisinie. Z pierwszym czasem na 18 startujących jachtów ostatecznie po przeliczeniach spadliśmy na drugą pozycję. Tydzień później, 25-26 czerwca, Zalew Zemborzycki i regaty z okazji XX lecia Yacht Clubu Politechniki Lubelskiej. Po czterech słabowiatrowych biegach i nic nie dającym proteście na duże jachty, które ścigały się z nami równolegle wywalczyliśmy tylko 5. miejsce we flocie 10. Korsarzy. Dobra nauczka na przyszłość – pływać tak, żeby przewidywać nieprzewidywalne…

Kolejna impreza to dopiero Międzynarodowe Mistrzostwa Polski 20-24 lipca w Gudowie na jeziorze Lubie. Organizacją regat zajął się w swoim ośrodku Piotr Jermakow. W tym samym miejscu w 2017 odbędą się Mistrzostwa Świata Klasy Vaurien. Mimo zmiennych i słabych wiatrów rozegraliśmy siedem wyścigów. W globalnej punktacji zajęliśmy 11. miejsce na 23 startujące jachty, a w klasyfikacji MP dało to nam 4. pozycję. Z Gudowa przejazd do Gdyni, gdzie w tle targów "Wiatr i Woda na wodzie", 29-31 lipca, odbyły się regaty przelicznikowe Skiff & Dinghy zakończone na czwartym miejscu. Jest to bardzo fajna impreza organizowana przez Kajetana Kilanowskiego z YK Stal dla różnych klas otwartopokładowych. Wspólny start, czas mety przeliczany zgodnie z międzynarodowym współczynnikiem RYA Portsmouth Yardstick, możliwość bezpośredniego porównania właściwości żeglugowych różnych typów łódek i podyskutowania o radościach/bolączkach towarzyszących polskim regatom klas rekreacyjnych. Z Gdyni "żabi skok" do Pucka na "Kaperskie Porachunki w bitwie o Puck" 5-7 sierpnia. W końcu rzeczywiście silnowiatrowe regaty dla dziesięciu Korsarzy dały nam po sześciu biegach pierwsze miejsce.

Niestety te doświadczenia nie przełożyły się na wyniki w kolejnych imprezach zagranicznych. Sportowo kiepsko, bo 12-15 sierpnia zamykaliśmy metę na Achensee po czterech wyścigach dwudziestu Korsarzy. Podobnie zresztą 17-20 sierpnia po ośmiu silnowiatrowych ścigankach piętnastu jachtów na Gardzie. Ale z ogromną przyjemnością wrócę nad obydwa akweny otoczone wysokogórskimi szczytami, z turkusową wodą i mocnymi wiatrami termicznymi.

Ostatnią imprezą korsarską dla mnie okazały się w tym sezonie Regaty o Puchar Oceanu Zegrzyńskiego organizowane pod hasłem "Korsarze z Laserami" (gł. organizatorem był RKS Lasery Zegrze) 9-11 września. Totalny niedostatek wiatru pozwolił tylko na jeden wyścig trzynastu Korsarzy, który to zakończyliśmy na trzecim miejscu. Potem "Mojamoja" startowała jeszcze w Korsarskim Pikniku w podlubelskim Piasecznie, ścigając się w grupie dziewięciu Korsarzy w siedmiu biegach. Niestety nie mogłem też uczestniczyć w podsumowaniu korsarskiego sezonu w Tarnobrzegu na początku października. A tegoroczne pływania zakończyłem w listopadzie na Zegrzu.



Kalendarzowo mój sezon trwał dziewięć miesięcy, w tym rzeczywiście intensywnych było sześć. I to wszystko tylko w weekendy i podczas standardowego urlopu. Można? Można…, chociaż bez motywacji i wsparcia raczej niemożliwe. Chciałbym tu przypomnieć, że regaty nie były dla mnie wcale oczywistością. Mimo, że pochodzę z Giżycka i żegluję już od 35 lat ściganie długo jawiło mi się raczej bezsensownym zajęciem. Jednak z czasem ta nieskrępowana wolność "tradycyjnego żeglarstwa", swoboda wyboru portów docelowych i czasu dotarcia do nich poległy w zestawieniu z prozą życia. Nowe mariny były coraz dalej, żegluga wymagała mnóstwo czasu, a w życiu trzeba pogodzić wiele obowiązków. I nagle regaty stały się objawieniem – większość imprez odbywa się w weekendy. Dojazd w nowe miejsce, poznanie akwenu, rywalizacja i gwałtowny wyrzut adrenaliny, radość zwycięstwa (lub nie), kilka spotkań z kolegami i znowu powrót do "normalnego" życia...

Serdecznie wszystkich zachęcam do rozpoczęcia swojej przygody z regatami. A małe łódki otwartopokładowe szczególnie dobrze się do tego nadają!

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.