Kolejny morski rejs z... Jadwisina

2013-09-10 12:00 Michał Kozłowski i Jerzy Kuliński
Rejs Sasanką po Bałtyku
Autor: Materiały z rejsu M. Kozłowskiego i P. Szczęsnego Na stronie internetowej kpt. Kulińskiego czytamy: Piękny bałtycki rejs Michała Kozłowskiego i Piotra Szczęsnego! Dużo wrażeń i nauki, która pobrana na takiej łupince liczy się poczwórnie! Gratuluję, ale przyłączam się do konkluzji skippera "na czerwono" zamieszczonych poniżej.

Na stronie internetowej kpt. Kulińskiego czytamy: Piękny bałtycki rejs Michała Kozłowskiego i Piotra Szczęsnego! Dużo wrażeń i nauki, która pobrana na takiej łupince liczy się poczwórnie! Gratuluję, ale przyłączam się do konkluzji skippera "na czerwono" zamieszczonych poniżej.

Sami widzicie, że wybrzeże szwedzkie jest naprawdę super.

W jednym z następnych newsów przeczytacie ostatni tegoroczny szwedzki raport, (który czeka w kolejce) - autor Włodzimierz "Bury Kocur" Ring.

Czeka też przynęta Krzysztofa Kusiel-Moroza.

A więc cierpliwości.

O kamizelkach pamiętacie.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

__________________________________________

Don Jorge,

W ubiegłym roku   Antilą 22 opłynęliśmy polskie porty otwartego morza z opcją wejścia do jednego z portów bornholmskich ,którym było Ronne. Dokładny opis pod adresem: http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=2052&page=0

Rejs tegoroczny był większym wyzwaniem. Razem z Piotrem Szczęsnym popłynęliśmy jego Sasanką 660 SN "CYTRYNA 2" do Szwecji, z planem opłynięcia regionu Blekinge. Jacht z Jadwisina zawieźliśmy na lawecie do Kołobrzegu. Port nam znany, nowoczesny i tu pierwsze nasze rozczarowanie - brak porządnego slipu do wodowania jachtów, a dźwig osiągalny jest jedynie z miasta. Straciliśmy kilka godzin czekając na jego przyjazd. Przed świtem wystartowaliśmy na Bornholm, kierując się do Ronne-Norrekas (70Mm) i po 15 godzinach staliśmy w porcie, wśród kilku jachtów z Polski. Następnie przeskok do Simrishamn (30Mm). Sporo emocji dostarczyło nam przejście Cieśniny Bornholskiej, przecinając tor żeglugowy statków (nie mieliśmy AIS-a).

W Simrishamn nasza łódka była najmniejsza. Jachtów z Polski brak. Etap do  Ahus (25 Mm) nie był długi, ale wietrzny. W porcie mało turystów, a jachty głównie rezydentów, miejsc z zieloną tabliczką dużo. Staliśmy na terenie przystani klubowej Christianstads Segelsallskapp. Na drugi dzień przeskok do wyspy Hano (20 Mm). Dopłynęliśmy tam szybko baksztagiem, mieliśmy więc sporo czasu na zwiedzanie, a warto, bo wyspa urocza. Spotkaliśmy tu Tango 780 z Polski. Następnego dnia wiatr wiał dość mocno, ale słońce zachęcało do dalszej żeglugi, więc przepłynęliśmy na  wyspę Tarno. Pomost z bojkami cumowniczymi, sanitariaty, wszystko bezpłatne. Ze wzgórza śliczny widok na okoliczne wyspy, pozostałości umocnień wojskowych i wszechobecne murki ułożone z kamieni wytyczające trasy pieszych wędrówek. Realizując cel żeglugi wśród szkierów popłynęliśmy na Arpo (20Mm) i znów darmowy pomost. Wyspę zwiedziliśmy dokładnie. Postój trwał 2 dni bo się rozwiało, ale było warto. Następnie przez most obrotowy Haslo bridge,Vastra i Ostra fjarden, podziwiając Karlskronę z wody i kolejny most w Mocklo-sund. Wieczorem wbiliśmy haki w skałę koło wyspy Senoren (20 Mm)

Następny etap zostanie mi w pamięci na dłużej, był to 13 sierpnia. Wstaliśmy przed świtem i ruszyliśmy w stronę Olandi (50Mm). Płynąc  na drugim refie grota baksztagiem przy 5B  poczuliśmy silne uderzenie wiatru 7B, co było sporym wyzwaniem dla jachtu, więc zrzuciliśmy grota. Na podrolowanym foku gnaliśmy 5w w stronę Morbylangi. Ze względów pogodowych rozważaliśmy wejście do portu w Degerhamn, ale ,że jest to port o charakterze czysto przemysłowym z brakiem infrastruktury dla jachtów oraz z trudnym wejściem przy złej pogodzie (locyjka Kalmarsund i Oland - J. Kulińskiego) postanowiliśmy dociągnąć 15Mm do Morbylangi. . Morbylangę zwiedzaliśmy porównując różnice w architekturze pomiędzy kontynentem a wyspą. Następny dzień odpoczywaliśmy czekając na stabilizację pogody. O świcie obraliśmy kurs do Sandhamn (40Mm) wiatr dalej do 5B  i jeszcze z kierunku południowego, więc ostra halsówka wspomagana od czasu do czasu silnikiem. Sandhamn nas mile zaskoczył, port nie duży, ale w łącznej cenie 180 SEK również, Wi-Fi i rowery do dyspozycji żeglarzy, co nie jest standardem w Szwecji (zwłaszcza Wi-Fi). Rano szybka wycieczka rowerowa po okolicy z odwiedzeniem siostrzanego portu Torhamn i przepłynęliśmy dalej na miejsce które mnie urzekło, czyli wyspa Utklippan. Jest  to port między dwoma skalistymi wysepkami, dwa wejścia do portu umożliwiają wybór wejścia osłoniętego od fal.  Latarnia morska, skały i foki, woda jak kryształ. Bandera polska postawiona na maszcie flagowym koło latarni zaraz po naszym zacumowaniu, miły gest. Opłata portowa w kopercie do skrzynki pocztowej 150 SEK.Do dyspozycji bączki wiosłowe do komunikacji pomiędzy wyspami. Następnego dnia wypłynęliśmy do Christianso ale spore fale zmusiły nas do zawrócenia. O świcie kolejnego dnia popłynęliśmy do Christianso (40Mm) co zajęło nam 12 h, bo wiatr był przeciwny, halsówka, przejście toru wodnego statków  i  spotkanie z burzą. Wyspa Christianso jest  śliczna, Szybkie zwiedzanie, ale że już  tu kiedyś byliśmy więc obraliśmy kurs do Svaneke, gdzie przeżyliśmy drobny szok kulturowy. Dawno polskich jachtów nie widzieliśmy, a tu  same polskie bandery. Krótkie zwiedzanie i przejście do Nexo i tutaj to samo. Dodatkowo  prom z Kołobrzegu i bosmanka Polka. Wstaliśmy o 0100 bo czekał nas najdłuższy odcinek, do Łeby (85Mm) co było tegorocznym  rekordem. Mocno nas wybujało ale wieczór spędziliśmy już w Łebie. Dzień wypoczynku i znów pobudka o 0300  i ponad 50 Mm do Helu, tu wiatry nam sprzyjały i o 1400 już cumowaliśmy. Port faktycznie się rozbudował tylko sanitariaty w kontenerach po staremu.

Przepłynęliśmy do Górek Zachodnich i pierwszy port (Narodowe Centrum Żeglarstwa) odmówił nam gościny twierdząc że brakuje wolnych miejsc, więc popłynęliśmy dalej do JKM "Neptun". Tu bardzo miły i uczynny bosman sprawnie zapakował jacht na lawetę i następną noc spędziliśmy już w przystani YKP Warszawa w Jadwisinie.

--------------------------------------------------

W sumie przepłynęliśmy ponad 500 Mm w 20 dni, więc średnio 25 Mm dziennie. Jacht ma 9 lat ale był dobrze przygotowany do wyjścia w morze. Posiadał  kompas magnetyczny, plotter map, echosondę, radio stacjonarne VHF, światła nawigacyjne trójsektorowe, mapy papierowe Szwecji i polskiego wybrzeża, pirotechnikę, silnik Yamaha 6KM,  locje Jwerzego Kulińskiego Bornholmu, południowej Szwecji i Olandii. Tegoroczny sierpień obfitował w sporo dni wietrznych więc refowaliśmy się często ,ale z powodu silnego wiatru tylko 3 dni staliśmy przymusowo w portach lub na wyspach.

Szelki i kamizelki asekuracyjne stale były w użyciu.

W wielu portach Szwecji widywaliśmy jachty kilkunastometrowe z dwoma osobami na pokładzie lub załogi rodzinne. Manewry wykonywane  były perfekcyjnie bez żadnej komendy. Całkowity brak rejsów" wielko- załogowych" tak charakterystycznych dla naszego wybrzeża. Szkiery są przepiękne, a miasteczka portowe osobliwe w swej wielkości i zabudowie.  Chciałbym przestrzec potencjalnych naśladowców przed zbyt odważnym wypływaniem w morze mieczówkami, bo nie każdy jacht z Mazur wytrzyma taką próbę.

Prognozy pogody otrzymywaliśmy za pośrednictwem  sms od kpt.j. Marka Grzywy, Pana Tadeusza Osipowa  i mojej córki Joanny, za co  chcielibyśmy im gorąco podziękować.

Za rok znów planujemy rejs na Bałtyk.

Michał Kozłowski

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.