Jak żeglować na Daleką Północ?

2008-06-23 14:30 Andrzej Mendygrał
_
Autor: archiwum Żagli

Wyprawa "po niedźwiedzie mięso" to przedsiębrany z własnej woli ryzykowny wojaż w mało komfortowych, a czasami w ekstremalnych warunkach. Ostatnio najmodniejsze jest wśród polskich żeglarzy jest żeglowanie po mięso białego niedźwiedzia...

Sądząc jednak po liczbie rejsów, również naszych jachtów, ku fiordom i lodom wygląda na to że ludzie dosyć już mają palm, olśniewających plaż i łagodnej bryzy - odwiecznych atrakcji Europejczyków. Coraz bardziej ciągnie ich właśnie Północ i cały czas pragną coś "sobie udowodnić". Kiedy ryzykując życie włażą na najwyższe góry lub skaczą z lotnią w przepaść - wtedy właśnie to "coś" sobie udowadniają. Ja nie rozumiem zupełnie dlaczego, ale tak jest i już. Jasno z tego wynika, że jest ogromne zapotrzebowanie na adrenalinę i "udowadnianie sobie" - czego dowodzi fakt, że od siedmiu lat, pływając latem na Spitsbergen spotykam tam coraz więcej jachtów - tylko w ubiegłym roku około trzydziestu. Tak, jakby ów archipelag położony między 74° a 81° szerokości północnej - czyli osiemset kilometrów na północ od Norwegii i tysiąc sto kilometrów od Bieguna Północnego przyciągał może jeszcze nie rzesze - ale coraz liczniejszych amatorów "mięsa białego niedźwiedzia".

Coraz liczniej
Postanowiłem sprawdzić, co ludzi tam ciągnie, rozejrzeć się w wyposażeniu i przygotowaniu łodzi. Oto parę przykładów:

  1. katamaran "Vaitea", pod niemiecką banderą, w podróży dookoła świata - długość 14 m, szerokość 7 m, dwa silniki stacjonarne po 50 KM. Płynie tylko właściciel z psem, a pies na dokładkę choruje. Jacht wyszedł z Rugii w maju. W czasie podróży raz tylko spotkał dwudniowy sztorm z falą do 4 metrów, który przetrwał na silnikach. Przypłynął na Spitsbergen - "bo jeszcze tu nie był". Mieszka w hotelu, bo na jachcie nie ma ogrzewania.
  2. Aluminiowy kecz "Gwalarn", bandera francuska. Zbudowany z blach aluminiowych o grubości od 5 do 8 mm. Długość 12,5 m, szerokość 4 m, zanurzenie 1,8 m, silnik 50 KM. Właściciel i etatowy kapitan przyprowadzili jacht z Francji na i tu dołączyła (samolotem) do nich rodzina (mama i dwoje dzieci w wieku 2,5 i 4 lata) właściciela. Opłynęli już wszystkie fiordy wyspy. Jacht jest ogrzewany duńskim piecykiem na ropę, który kosztował 300 euro i zużywa litr ropy na dobę. Zawsze chcieli popłynąć na daleką Północ. Zrobili to i są szczęśliwi.
  3. "Sumara of Weymouth" - to dopiero ryzykanci! Drewniany, mahoniowy slup (konstrukcja z 1936 roku, zbudowany w 1989 roku). Wymiary: długość 7,6 m, szerokość 2,2 m, zanurzenie 1,4 m, 24 m2 żagla, silnik 12 KM - ot, typowa łódź przybrzeżna lub szkierowa. Wypłynęli we dwójkę z Londynu, po czternastu dniach osiągnęli Lofoty, a potem Tromso. Stamtąd wypłynęli na Morze Barentsa - i dalej prosto do Hornsundu na Spitsbergenie. Złożyły im już wizytę trzy.... niedźwiedzie - na szczęście mieli na pokładzie broń i odstraszyli je. Jacht jest wyposażony w "centralne ogrzewanie" wodą odlotową z silnika. Gdy silnik nie pracuje nie pracuje pod pokładem mają od 8oC do 10oC. Przypłynęli tu, bo właściciel jachtu chciał się "sprawdzić". Jest z resztą doświadczonym żeglarzem i w latach 1996 - 97 na tej samej łódce dwukrotnie przepłynął Atlantyk. To najmniejszy jacht, jaki od siedmiu lat widziałem w tych stronach - choć niewiele dłuższy i na dokładkę polski spotkaliśmy na morzu po wyjściu z Isfiordu 21 lipca 2002 roku. Był to "Alefant", plastikowy jacht klasy "Telkontar" (konstruktor Wojciech Skórski) o długości 8,2 m, szerokości 2,43 m, zanurzenie 1,3 m, powierzchnia żagli 30 m2 , silnik Janmar 19 KM. Wyprawę, opisaną potem w "Żaglach"(4 i 5/2003) zorganizował Żeglarski Klub Młodzieży "Orlik" z Pałacu Młodzieży w Warszawie.

Czyli, jak się człek uprze, to małym jachtem może się z Polski wybrać nawet na Spitsbergen! Wskazane jest jednak, aby marzący o takiej wyprawie kilka rzeczy wiedzieli wcześniej!

 

 

 

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.