+39 - kierunkowy do Włoch

2008-06-23 14:11 Dariusz Urbanowicz
Karol Jabłoński
Autor: FOT. PAWEŁ PATEREK/ŻAGLE Karol Jabłoński

Nasz korespondent z Walencji Dariusz Urbanowicz informuje: Sobota zaczęła w bardzo miły sposób. Po przyjechaniu z Karolem Jabłońskim do portu (jak już pisałem korzystam z jego gościnności), zajęliśmy się swoimi sprawami. On poszedł na basen na rozruch poranny, a ja do biura prasowego. Chwilę później odezwał się Grzegorz Baranowski, z którym od dwóch dni uzgadnialiśmy szczegóły wizyty w bazie +39. Kolejna chwila i telefon od Jacka Wysockiego, który upewniał się czy na pewno przyjdę. O godzinie 10.00 stawiłem się pod bramą. "Baranek" wprowadził i od razu poczuł się w obowiązku gospodarza oprowadzając mnie po zakątkach i opowiadając o poszczególnych osobach.

Przez drzwi zajrzałem do menadżera teamu, Cezare Pasotiego. Następnie omal nie stanąłem na ogromnym spinakerze, nad którym trwały prace w jeszcze większej żaglowni. Wszędzie kręciły się znajome twarze. To ex- lub wciąż aktywni finniści. Oczywiście pojawił się Michal Maier, Czech od zawsze zaprzyjaźniony z Mateuszem Kusznierewiczem oraz braćmi Wacławem i Rafałem Szukielami. Na klasie Finn startuje od 25 lat! - Pamiętam go jak w latach osiemdziesiątych przyjeżdżał na regaty do Gdyni i handlował deficytowymi u nas kaloszami - wspomina "Kaczor", który pojawił się w międzyczasie. Maier zasłynął również tym, że równolegle z karierą żeglarską na niezłym poziomie grał w hokeja - w drugoligowej czeskiej drużynie.
Mignął gdzieś Luca Devoti, skipper +39, rozmawiający ze sternikiem Iainem Percym. Czyli wicemistrz i mistrz olimpijscy z Sydney. Przyszedł mocarny Paweł Bielecki, chłopak, którego wyciągnięto żywcem z siłowni, postawiono na pokładzie i kazano kręcić na młynkach. Jest postrachem w swojej załodze, bo siłą przewyższa wszystkich. Dzięki temu ma bardzo mocną pozycję w pierwszym składzie. - To nie jest tak, że mam na pokładzie tylko kręcić. Choćby po każdym manewrze pomagam w klarowaniu szotów. Ale w zasadzie tylko dwie osoby stoją non-stop przy młynkach. Reszta ma dodatkowe zadania - mówi "Kula". Nomen omen, był wcześniej kulomiotem. Po piątym akcie wraca do Polski na kilka dni i już postanowił: wyskoczy na krótko w góry, do Zakopanego. Z finnistów kręcił się także dobry znajomy Mateusza, Karlo Kuret z Chorwacji, który stoczył z nim taki piękny bój o brąz w Atenach. Karlo podobnie jak "Kaczor" i "Baranek" nie może na stałe zagościć w wyjściowej załodze. Nie krył z tego powodu niezadowolenia. Mimo że jest finnistą, podobnie jak Jacek i Grzesiek nie jest członkiem podstawowej załogi. Stanowi ją reszta finnistów i głównie Włosi z małymi wyjątkami (vide Bielecki). Trudno się jednak dziwić, bo gdyby powstawał polski syndykat, również za wszelką cenę prowadzono by politykę konstruowania polskiej załogi.
Grzesiek i Jacek w najbliższym czasie wyjadą na regaty meczowe. Pierwszy z nich wystartuje w pierwszogrejdowych w Ravenie, a Jacek z kolei pojedzie jako dziobowy do Marstrand w Szwecji na finał Swedish Match Tour. W międzyczasie pojawią się w domach, gdzie czekają na nich małżonki. Baranek od swojej Moniki regularnie otrzymuje zdjęcia półrocznej Izabeli Wiktorii. - Wiktoria to po babci - mówi z dumą.
Zanim się obejrzałem, a tu widzę Jacka Wysockiego wysoko na maszcie majstrującego przy flipperach. Asekurował go oczywiście "Kula". Jacek w czasie tych regat zasiada na jednym z pontonów obsługujących jacht startujący w zawodach. - Najciężej jest z żaglami, bo jest ich całe mnóstwo. Za każdym trzeba je załadować, a potem rozładować. A lekkie nie są - mówią chłopaki. Choć materiały, z których wykonuje się żagle są coraz lżejsze, lecz przepisy zbliżającego się Pucharu Ameryki spowodowały, że powierzchnia ożaglowania znacznie została powiększona. I wychodzi na to samo. Grot przekracza 200 metrów kwadratowych, natomiast spinakery mają ponad 500 m kw. Przy noszeniu sprzętu na łódkę i pontony pomagają Brytyjczyk Chris Brittle, w pewnym momencie czołowy junior świata w klasie Finn oraz Anthony Nossiter a Australii. Również finnista, który zasłynął w świecie jednym zdjęciem. Otóż brał udział w ostatniej edycji Volvo Ocean Race na przełomie lat 2001 i 2002 na pokładzie norweskiego jachtu Djuice Dragons. "Noka" dał się sfotografować nago. Zasłonięty był co prawda tabliczką z informacją, że to co widać w tle, to właśnie jest... Przylądek Horn. Nadszedł też taktyk +39, Andrew "Bart" Simpson - brązowy medalista w finnie z mistrzostw świata w 2003 roku w Kadyksie, jakże pechowych dla Mateusza, jak pamiętamy. "Baranek" z kolei pracuje na statku wożącym gości teamu o wdzięcznej nazwie Buena Chica pomalowanymym oczywiście w pomarańczowo-niebieskie barwy. Jednak jego głównym zadaniem jest fotografowanie otoczenia. Nie bez dumy pokazuje swoje zdjęcia z ostatnich dni w laptopie. Są najróżniejsze. Od bardzo technicznych zbliżeń detali, które udaje się podejrzeć u konkurencji, po zdjęcia żagli rywali, po ujęcia z procedury i zamieszania startowego i artystyczne wizje. Bardzo różnorodne i bardzo efektowne. Obaj czekają na jesień, gdy pojawi się drugi jacht. Baranowski pełni rolę trymera żagli przednich, z kolei Wysocki jest dziobowym. Obaj w 2002 roku zdobyli u boku Karola Jabłońskiego mistrzostwo świata w matchracingu. Pamiętne regaty odbyły się w Sztokholmie. Wspomagał ich oczywiście Piotrek Przybylski, który trymuje genuę w China Team i stacjonuje tutaj w Walencji, tyle że po drugiej stronie portu (obok bazy hiszpańskiego Desafio Jabłońskiego). Paweł Bielecki nie ma tak bogatej przeszłości regatowej, lecz oddał się żeglarstwu bez reszty po tym jak zasmakował w nim w Polska 1, a następnie u Przemka Tarnackiego.
Polacy, zresztą jak znaczna część załogi, przyjeżdża do portu na rowerach. Osiedle, w którym mieszkają, nie jest zbytnio oddalone. - Jazda zajmuje nam 20 minut. Droga jest przyjemna, bo prawie na całym odcinku ciągnie się deptak wzdłuż plaży - opowiadają. W ich bazie na stałe zatrudnionych jest dwóch kucharzy. Ponieważ dominuje kuchnia włoska, nasi żeglarze nie ukrywają, że zaczynają powoli mieć dość spaghetti i wszelkich makaronów.
Ich baza sąsiaduje z obrońcami Pucharu Ameryki, Alinghi. Stoi tam ogromny namiot dla VIP-ów, jest sklep z pamiątkami i kawiarenka. Z drugiej zaś strony stacjonują Afrykanie z teamu Shosholoza. - Na pączątku przy wyjściu z portu towarzyszyli im przebrani w oryginalne zuluskie stroje bębniarze. Atmosferę wytwarzali doskonałą - mówią żeglarze. Gdy ich załoga wychodzi na wodę z wysmarowanym kremami przeciwsłonecznymi Pawłem Bieleckim, na nabrzeżu również rozlegają się brawa i okrzyki zachęty. Wszyscy wydają się być pogodni, uśmiechnięci. Słychać żarty po włosku i angielsku. Niektórzy próbują dość nieporadnie mówić nawet po polsku. - Dajże spokój - słychać na odczepne od Włoszki, która działa w zespole meteo. Musiałem więc dać spokój, bo musiałem popędzić do centrum prasowego, by zdążyć na łódkę prasową. Wizyta bardzo miła. Dziękuję.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.