Specjalnie dla "Żagli" mówi ZBIGNIEW KUSZNIEREWICZ - ojciec i trener Mateusza, brązowego medalisty XXVIII Igrzysk Olimpijskich w klasie Finn

2008-06-23 14:07 Paweł Paterek
Mateusz Kusznierewicz
Autor: FOT. WALDEMAR HEFLICH/ŻAGLE Mateusz Kusznierewicz

Mimo takiego napięcia, tylu nerwów, emocji - Mateusz żeglował naprawdę znakomicie. Kiedy inni mogliby spalić się jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji, Mateusz w końcówce walczył jeszcze o srebro. To było fascynujące.

Panie Zbigniewie, duże nerwów kosztował Pana ostatni tydzień?

Trudno to sobie nawet wyobrazić, jakie to były emocje. Najpierw wspaniały początek regat, po którym szybko urosły apetyty nawet na złoty medal. Potem wszystko zaczęło się nagle odwracać, pojawiły się falstarty, siedemnaste miejsce - trzeba się było ratować. Na szczęście Mateusz potrafi już się w takich momentach mobilizować. Wielkie wrażenie zrobił na mnie szczególnie ten ostatni wyścig. Mimo takiego napięcia, tylu nerwów, emocji - Mateusz żeglował naprawdę znakomicie. Kiedy inni mogliby spalić się jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji, Mateusz w końcówce walczył jeszcze o srebro. To było fascynujące.

Czy nie uważa Pan, że Ben Ainslie i Sebastian Godefroid przepuścili na ostatnich metrach jedenastego, finałowego wyścigu Hiszpana Rafaela Trujillo, po to aby mógł on obronić srebrny medal przez co Mateusz mógł zadowolić się "tylko" brązowym medalem?

Uważam, że raczej nie. Być może nie ścigali się na całego, nie próbowali walczyć do ostatnich centymetrów, ale przecież najważniejszym zadaniem dla Bena było pilnowanie swego najgroźniejszego w tym przypadku konkurenta - Rafaela Trujillo. Zresztą robił to z godną największego fachowca konsekwencją. Sebastian praktycznie nie miał już nic do wygrania, a Hiszpan walczył przecież o srebrny medal i robił wszystko, aby pokonywać kolejnych rywali. Widział przecież jak daleko jest Mateusz. Swoją drogą, on musiał też sporo przeżyć podczas tego ostatniego wyścigu. Rozmawiałem z Tomkiem Chamerą i on twierdzi, że nie zauważył specjalnie niczego takiego, co mogłoby świadczyć o jakimś kunktatorstwie. Choć oczywiście punkty, czasy i zajmowane miejsca mogłyby budzić jakieś podejrzenia. Przypuszczam, że mogło być tutaj jednak wszystko fair.

Kiedy były momenty największego niepokoju?

Zawsze uważałem, że Mateusz świetnie radzi sobie w trudnych warunkach - do sześciu stopni Beauforta. Na Zatoce Sarońskiej pojawił się jednak w pewnym momencie wiatr o sile 7B. Wtedy lepiej żeglują zawodnicy ciężsi. Wówczas w walce o podium trzeba walczyć bardzo uważnie od samego startu.

Dużo rozmawialiście z Mateuszem przez telefon po wyścigach?

W tych najbardziej nerwowych momentach to była właściwie gorąca linia. Mnóstwo rozmów, mnóstwo sms-ów. Nie chodziło tylko o tonowanie emocji. Prowadziliśmy bardzo merytoryczne rozmowy. Głównie chodziło o statystyki i rozpracowanie greckiego akwenu. Wcześniej dużo nad tym pracowaliśmy.

Udało się. Mamy medal. W jakich nastrojach Mateusz wyruszał na te jedne z najważniejszych dla niego regat?

Mateusz jest z reguły wielkim optymistą. Poza tym wyjeżdżał podbudowany trochę ostatnimi swoimi wynikami. Omówiliśmy naprawdę bardzo wiele szczegółów, sporo rzeczy kilkakrotnie sprawdziliśmy. Chcieliśmy, aby prawdopodobieństwo jakiegokolwiek przypadku czy pecha zminimalizować.

Polskie żeglarstwo ma drugi medal olimpijski. Trudno ukrywać zadowolenie.

Jesteśmy naprawdę szczęśliwi. Wiadomo, że wcześniej, po cichu marzyło się o złocie, ale ten szósty, siódmy wyścig mogły zdecydować, że w ogóle mogło nie być mowy o podium. Wówczas Mateusz pokazał naprawdę wielka klasę. Z tego też jestem bardzo zadowolony, bo ta mobilizacja w końcówce była niezwykła. Mateusz i Ben pokazali, że są naprawdę znakomitymi żeglarzami.

Rozmawiał Paweł Paterek

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.