Samoster: Żeglarskie Zaduszki - Relacja ze spotkania w Korsarzu

2015-11-05 12:15 Waldemar Paszyński
samoster
Autor: Archiwum Żagli samoster

2 listopada 2015 roku - Dzień Zaduszny, a więc Stowarzyszenie Samoster zamiast odwoływać spotkanie w "Korsarzu" o godz. 19.20 poprosiło Andrzeja Radomińskiego o poprowadzenie wieczoru pt. "Żeglarskie Zaduszki".

I były to rewelacyjne wspomnienia w niesamowitym klimacie, bo w samych "lochach" tawerny przy świecach i mrocznym oświetleniu... brrr... Ale wieczór nie był przeznaczony na wywoływanie duchów, tylko na wspomnienia wielu polskich żeglarzy i kapitanów, którzy odeszli na wieczną wachtę i pływają już w Fiddler's Green... Dopóki pielęgnujemy pamięć o nich, dopóty oni będą tu z nami. Andrzej wspominał nazwiska wielu zmarłych żeglarzy np. Ludomira Mączki, ale skupił się też na osobistych wspomnieniach dotyczących zmarłego we wrześniu br Bolesława Kowalskiego, kapitana słynnego rejsu s/y "Śmiały". Były to osobiste refleksje o tym jak go poznał, jakie mieli pasje wspólne i przejścia. Kto był, to dowiedział się wielu ciekawostek i niuansów z tamtych czasów. M.in. że np. Bractwo Wybrzeża było imperialistyczną organizacją,  która w ówczesnej Polsce była zakazana i dopiero po 1989 roku mogła działać. Obejrzeliśmy film o s/y "Śmiałym", który w latach sześćdziesiątych wypłynął zza żelaznej kurtyny na rejs naukowy na trasie ze Szczecina poprzez Bornholm, Londyn, Skały Świętego Pawła, dalej wzdłuż całych wybrzeży Ameryki Południowej z przejściem poprzez Cieśninę Magellana oraz z zawinięciem po drodze do portów w Rio de Janeiro, Buenos Aires, Montevideo, potem przez Kanał Panamski i powrót Atlantykiem do portu macierzystego. Film czarno-biały, autentyczny dokument, pokazujący różne chwile z rejsu - od pożegnania przy kei przez garstkę przyjaciół i rodziny do powrotu do tego samego portu przy tłumach witających jacht i jego załogę z kapitanem. Wtedy w latach sześćdziesiątych to było naprawdę niesamowite wydarzenie i wyczyn. Widzowie pamiętający sami lata sześćdziesiąte mieli okazję zobaczyć sceny jakby ze swego dzieciństwa, a dla nielicznych młodych obecnych na sali to była lekcja historii!

Z ciekawostek filmu zapamiętałem przede wszystkim kunszt rzemiosła żeglarskiego tamtych lat: żagle bawełniane na bomach mocowane żmijką, bączka, który śrubkując jednym wiosłem na rufie wywoził kotwicę lub pomagał zejść "Śmiałemu" z mielizny 2 razy przy tym rejsie. Sztauowanie zapasów spożywczych i wyrzucanie za burtę tego co nie wytrzymało próby czasu. A trzeba wiedzieć, że to nie były czasy obfitujące w kiełbasy w centrach handlowych. Latające ryby zbierane na pokładzie jachtu, które same wpraszały się na posiłek. Wyciąganie jachtu na slipie w Ameryce Południowej do remontu kadłuba i komentarz narratora filmu, że "slipowanie"- tj. odwrotne wodowanie. Sceny ówczesne ze słynnej plaży Copacabana, gdzie było puściej niż obecnie, ale wszyscy i tak kopali piłkę. Czy wejście "Śmiałego" na mieliznę taką, że jak odpływ odsunął wodę dalej to leżał w przechyle prawie 90', a miejscowi ludzie robili już zakłady bukmacherskie. Widok skały Głowy Cukru w Rio i na jej tle kapitan golący się. Sceny z chrztu przejścia równika dla jednego z uczestników drugiej fazy powrotnej rejsu, który doleciał samolotem, więc Neptunalia go dopadły i tak a widać było jak wszyscy się dobrze bawili. Szycie żagli, szplajsowanie lin, buchtowanie ich wymagało zręczności, bo liny były zupełnie inne wtedy. Wybieranie ręczne szotów na pewno było dużo trudniejsze. Nawigowanie bez GPS i wykreślenie trafnych kursów na mapie, kiedy pojawili się w przewidywanym momencie w konkretnym miejscu. To były zupełnie inne czasy, ale pasja żeglowania była taka sama tylko zupełnie inne możliwości techniczne. Porównując postęp jaki zrobiło polskie żeglarstwo od tamtych lat trzeba się tylko cieszyć, ale też i pamiętać o rozwadze, że żeglować to znaczy brać odpowiedzialność za załogę i jacht oraz umieć przewidzieć konsekwencje i zapobiec im przed, a nie po...

Prelegent w drugiej części po filmie wspominał kilku wybitnych żeglarzy m.in. o tym, jak rozmowiał z szantymenem Pawłem "Pablo" Koprowskim przed wypłynięciem w feralny rejs. Na koniec głos zabrał Marcin "Cypis" Kantorek (organizator pierwszych Samosterowych Spotkań w Warszawie przed 10-ciu laty). Zaczął szybko wymieniać imiona, nazwiska, nicki osób, które sala znała. I sala dodawała kolejne i kolejne... Jakże wielu znajomych żeglarzy nie ma wśród nas. To był naprawdę wspaniały wieczór i pierwsze takie spotkanie o tematyce "wypominkowej" Samosteru. Dobrze jest czasem zadumać się nad przeszłością....

Ahoj, Waldek Paszyński

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO? POLUB ŻAGLE NA FACEBOOKU

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.