6/2014: Waldemar Heflich - felieton "Nasz Aleksander Wielki"

2014-06-11 15:36 Waldemar Heflich
Waldemar Heflich felieton
Autor: archiwum "Żagli" Waldemar Heflich, redaktor naczelny miesięcznika "Żagle"

Pierwszym człowiekiem w historii, który podjął udaną próbę przepłynięcia kajakiem przez Atlantyk był w 1928 r. Niemiec, kapitan Franz Romer. W 58 dni dotarł z Wysp Kanaryjskich na Wyspy Dziewicze. Podobnego wyczynu dokonał w 1956 r. jego rodak Hannes Lindemann, wiosłując 72 dni z Wysp Kanaryjskich na Bahamy.

Jednak obaj kajakarze korzystali z pomocy żagli rozpinanych na małych drzewcach. W 2001 r. Brytyjczyk Peter Bray przewiosłował w 76 dni trasę z Nowej Fundlandii do Irlandii.

W tej sytuacji nasz rodak Aleksander Doba został pierwszym człowiekiem, któremu udało się pokonać ocean od brzegu jednego kontynentu na drugi, tylko za pomocą wiosła. Przepłynął w 99 dni Atlantyk z Afryki (Dakar) do Ameryki Południowej (Acarau w Brazylii), a następnie w 167 dni z Europy (Lizbona), przez Bermudy, do Ameryki Północnej (Port Canaveral na Florydzie). To, czego dokonał 67-letni emerytowany inżynier z Polic, jest dla wielu z nas niewyobrażalnym wyczynem. Trudno jest nam sobie wyobrazić, ile trzeba mieć krzepy w rękach, hartu ducha i umiejętności przetrwania, by w 7-metrowym kajaku sprostać trudom oceanicznej wyprawy. Choć wiemy, że ma wielkie doświadczenie, że przepłynął dookoła Bałtyk, Bajkał, dotarł za krąg polarny, pokonał największe rzeki w Polsce, to wciąż nie możemy dać wiary, że rozprawił się z bezkresnym oceanem!

Gdy zapytałem Olka, czy z każdym dniem jest ciężej pokonywać kolejne mile, czy z dnia na dzień zmęczone ręce trudniej napędzają kajak, ku mojemu zaskoczeniu odpowiedział: Nie! Z każdym dniem jest łatwiej, bo jestem bliżej celu, a i kajak jest coraz lżejszy! Czy tak jest istotnie?! Wydaje się, że jest w tym wiele racji. Doba wie przecież doskonale, że w momencie zwodowania w Lizbonie kajak „Olo” ważył wraz z ładunkiem i kajakarzem około 550 kg. Gdy dobił do brzegów Florydy był znacznie lżejszy, bo pozbawiony zapasów żywności. Sam kajakarz prawdopodobnie był także szczuplejszy o kilka lub kilkanaście kilogramów. Podczas poprzedniej podróży kajakowej przez Atlantyk schudł 14 kg. Tak do sprawy podchodzi zdobywca oceanów! Ponieważ jest człowiekiem niezwykłym, ma niezwykłe podejście do wszystkich spraw…

Oto fragment SMS-u z 21 stycznia 2011 r.: „Wczoraj o 23.03 przepłynąłem na półkulę południową. Płynąc 10 lat temu do Narwiku, przepływałem przez koło podbiegunowe północne. Nie było problemu. Na globusie i na mapach to cienka linia z przerwami, to przepłynąłem przez przerwę. Równik – najdłuższy równoleżnik, to gruba linia ciągła. Księżyc w pełni, lecz za chmurami. Według GPS równik tuż-tuż. Pokazał się księżyc i zobaczyłem coś ciemnego przede mną... Przy kursie 180 prostopadle do mojej trasy, czarna smuga prześwitująca przez fale – RÓWNIK! Jak go przepłynąć? Widzę, że fale przepływają nad nim, to ja – hyc! – na grzbiecie fali na drugą stronę. Klepnąłem wiosłem i już byłem na południowej półkuli. Chrzciła mnie aleja burz przez cztery godziny wichurami i ulewami. Tej nocy dwa ptaki płyną ze mną – na rufie”.

Aleksander Doba osiąga spektakularne sukcesy bez wielkiego rozgłosu, nadęcia medialnego, fanfar i oklasków klakierów. Opowiada o swoich wyczynach z wielkim poczuciem humoru, dystansem do samego siebie, bez przechwałek i gwiazdorstwa. Jest wspaniały w swej skromności i pokorze wobec żywiołów.

Wszystkie swoje wyczyny doskonale zaplanował i zrealizował z inżynierską precyzją. Gdy zgłosił się do Andrzeja Armińskiego z prośbą o skonstruowanie i zbudowanie oceanicznego, kosmicznego kajaka, wiedział dokładnie, co chce na nim osiągnąć. Tylko dzięki takiemu podejściu do sprawy obie atlantyckie wyprawy zakończyły się powodzeniem. Gdyby był Francuzem, powitano by go jak bohatera narodowego i w odkrytym samochodzie jechałby wśród milionów paryżan Polami Elizejskimi do Pałacu Prezydenckiego po Legię Honorową. Gdyby był Brytyjczykiem, stałby się narodową ikoną, a wkrótce po zakończeniu wyprawy zostałby szlachcicem i pasowanym na rycerza. W Polsce, niestety, na takie zaszczyty i uznanie liczyć raczej nie może. Bo cóż znaczy najlepszy na świecie kajakarz wobec polskich gwiazd i celebrytów wszelkiej maści. Kto będzie chciał spytać Olka o to, co znaczy siła, wytrwałość, determinacja i walka z przeciwnościami?! Kto będzie chciał skorzystać z jego olbrzymiej wiedzy o ludzkiej kondycji fizycznej i psychicznej?! Przecież na wszelkie pytania odpowiedzi udzielą w telewizji znani i lubiani, którym może uda się czasami pomylić Dobę z Dodą…

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO? POLUB ŻAGLE NA FACEBOOKU

Olek pokonując kajakiem Atlantyk, po raz kolejny przesunął barierę ludzkich możliwości. Jak sam twierdzi, pochodzi z długowiecznej rodziny, więc ma przed sobą jeszcze ponad 30 lat wiosłowania. Czy pokona Ocean Indyjski, może zmierzy się z Pacyfikiem, a może wyznaczy inny niewiarygodnie trudny cel? Aleksander Wielki, król mórz i oceanów z wiosłem, jest gotów na każde wyzwanie. Nie od dziś przecież wiadomo, że jego motto brzmi: Lepiej żyć jeden dzień jako tygrys niż sto dni jako owca!

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.