06/2011: Czerwiec – po raz siedemnasty

2011-07-17 0:24 Waldemar Heflich
_
Autor: archiwum Żagli

„Żagle” to kronika polskiego i światowego jachtingu i wszystko, co ważne musi być opisane choćby w kilku zdaniach – przypominał Leszek Błaszczyk, który 26 lat był naszym naczelnym.

Było to w marcu 1995 r. Mój serdeczny  przyjaciel, ówczesny redaktor naczelny „Żagli” Jerzy Fijka, gdy dowiedział się, że po ponad pięciu latach znika z ramówki TVP program żeglarski „Z wiatrem i pod wiatr”, zaproponował, bym rozpoczął pisanie na łamach „Żagli” stałego felietonu pod tym samym tytułem. Jurek doskonale wiedział, ile serca i pracy wkładaliśmy w każde kolejne wydanie telewizyjnego magazynu. Często jako fotoreporter i dziennikarz towarzyszył naszej ekipie TV podczas wyjazdów na regaty, zloty, festiwale i spotkania. Przejechaliśmy wspólnie tysiące kilometrów i byliśmy na dziesiątkach imprez... Wykorzystywaliśmy go jako komentatora spraw żeglarskich w Polsce; był urodzonym kronikarzem, robił zdjęcia i z inżynierską dokładnością archiwizował zebrane informacje. Przekonywał mnie, że regularne pisanie felietonów będzie podobne do robienia fotek i da taki sam efekt jak systematyczne fotografowanie rzeczywistości. Po latach zbiór takich tekstów powinien być kronikarskim zapisem wydarzeń. Obiecałem mu, że co miesiąc sumiennie przygotuję i dostarczę do redakcji materiał o tym, co szczególnie zainteresowało mnie w kraju i zagranicą. Miał to być opis subiektywny, ale starałem się, choć publicystycznie, uczestniczyć w prawie wszystkich najważniejszych wydarzeniach żeglarskich w kraju i na świecie, a szczególnie tych, w których brali udział polscy żeglarze.

Niestety, Jurek zmarł kilka miesięcy później w lipcu 1995 r. Ja do dziś staram się, zgodnie z jego wolą, „fotografować” miesiąc po miesiącu nasze żeglarskie życie. Pamiętałem o tym, kiedy byłem w Savannah, gdy Mateusz Kusznierewicz stał ze złotym medalem na olimpijskim podium, w Plymouth, gdy Roman Paszke podnosił w geście zwycięstwa Admiral’s Cup, w Port Vendre, gdy Karol Jabłoński odbierał srebrny medal mistrzostw Europy za pierwszy duży sukces w regatach meczowych i w Bay City, gdy zdobywał kolejny tytuł bojerowego mistrza świata. W Atenach, gdy Mateusz ponownie dostawał olimpijski medal i cztery lata później w Miami, gdzie wraz z Dominikiem Życkim został mistrzem świata klasy Star, a także w Cascais, gdy „czarodziejka wiatru” Zosia Klepacka dumnie paradowała ze złotym medalem mistrzostw świata…

Paweł Morzycki, wieloletni dziennikarz „Żagli”, z którym odbywałem dalekie podróże, powtarzał jak mantrę: „Towaru do gazety nie może zabraknąć! Jak coś się dzieje ciekawego na świecie, to cokolwiek by się działo, musimy tam być, fotografować i pisać”. Pawełek, niespokojny duch, towarzyszył mi, gdy relacjonowaliśmy zawody o Puchar Świata w Hyeres, Kilonii, Medemblik, mistrzostwa świata ISAF z Melbourne i Puchar Ameryki z Auckland. Jak nikt inny potrafił zmusić do przemierzenia pokładów wszystkich wielkich żaglowców przypływających na The Tall Ships’ Races do Gdyni, Gdańska i Szczecina. Zawsze powtarzał, że trzeba to zachować na łamach „Żagli” dla potomnych, bo to prawdziwa historia… Paweł, kapitan jachtowy i obywatel świata, lubił, gdy strony naszego magazynu pełne były światowych wydarzeń. Gdy dyskutowałem z nim o kolejnym felietonie, sugerował, żeby poruszany temat był oknem na świat, a nie spojrzeniem na rodzimy grajdół przez uchylony lufcik…

Inne spojrzenie na redagowane przez nas teksty miał Witek Tomaszewski. Wielokrotnie, gdy rozmawialiśmy o tematyce poruszanej w „Żaglach”, mówił: „Pamiętaj zawsze o zafajdanych Mazurach i saperkach do zakopywania nieczystości! Daj sobie spokój z Pucharem Ameryki, a zajmij się mizerią mazurskich portów”. Nasz drogi Dyzio był niestrudzonym bojownikiem o ekologię, czystość jezior i lasów, a także o etykietę i kulturę żeglarską. Gdyby nie on, rzadziej pojawiałyby się u nas tematy dotyczące problemów eko znad jezior i rzek. Dziś armator słynnej „Zebry” może być tam, z góry, z nas dumny, bo „bitwa o Mazury” trwa nadal, a kolejne potyczki są tematem moich felietonów! „Jesteśmy kroniką polskiego i światowego jachtingu i wszystko musi być opisane, choćby w kilku zdaniach” – przypominał Leszek Błaszczyk, który przez 26 lat był naszym naczelnym. Gdy przeglądał nowy numer, dokładnie liczył, ile tematów zostało poruszonych. Oczywiście za jego czasów nie było pojemnych portali internetowych, na których można opisać każde wydarzenie żeglarskie i to w dowolnej objętości. Nie było także możliwości zdobywania informacji i poruszania się po Polsce i świecie. Dziś, wykorzystując dobrodziejstwa XXI w. i zmiany, jakie zaszły w Polsce, redagujemy zupełnie inne „Żagle”. Pamiętamy jednak o radach, jakich udzielali nam nasi przyjaciele…

Gdy po raz siedemnasty miałem napisać felieton do czerwcowego wydania, miały być ekomariny zmieniające Mazury, Gutek walczący z oceanem mimo połamanych żeber, zapowiedź rewolucji w St. Petersburgu, gdzie ważą się losy regat olimpijskich i przyszłość klasy Star oraz o Pucharze Ameryki, który ma być sportowym i telewizyjnym show. Ale jak przystało na 600. jubileuszowy numer „Żagli”, wyszło mi wspomnienie o przyjaciołach. Nie da się ukryć – Jurek, Paweł, Witek i Leszek mieli olbrzymi wpływ na zbudowanie pozycji, jaką mają dziś „Żagle”, a ich dobre duchy nadal krążą po stronach naszego magazynu...

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.