05/2012: Waldemar Heflich - felieton "W upale i chłodzie..."

2012-05-14 15:43 Waldemar Heflich/Archiwum "Żagli"
_
Autor: archiwum "Żagli"

Stare przysłowie głosi – w marcu jak w garncu! Potwierdziło się to w odniesieniu do spraw żeglarskich. Gwałtowność zmian sytuacji była niesamowita. Naprawdę, raz było emocjonalnie i gorąco, innym razem wiało grozą i chłodem…

Wielkie zainteresowanie wzbudziła nieudana wyprawa Jana Lisieckiego. Kitesurfera, który chciał przepłynąć Morze Czerwone. Z buńczucznych zapowiedzi o zdobywaniu „Korony Mórz” nic nie wyszło. Na całe szczęście powodzeniem zakończyła się akcja poszukiwawcza przeprowadzona przez saudyjskie służby ratownicze. Kitesurfer był przez kilka dni bohaterem mediów. O jego zaginięciu, odnalezieniu i niesamowitych przygodach informowały stacje telewizyjne oraz rozpisywały się portale internetowe. Opowieści śmiałka o nocnej walce z jedenastoma rekinami, a także jego kłopoty z urządzeniem do wzywania pomocy spowodowały, że większość komentarzy była mu bardzo nieprzychylna. Brak jakiegokolwiek zabezpieczenia oraz aktualnej wizy kraju, do którego płynął, uznano za szczyt nieodpowiedzialności, a wręcz za totalną głupotę. W sprawie dzielnego Janka było naprawdę gorąco, ale gdy emocje związane z poszukiwaniami opadły, zrobiło się letnio, groteskowo, a wręcz zabawnie. Ciekawe, na które z mórz wyruszy teraz dzielny gdańszczanin?! Do słynnej „Korony Mórz” brakuje mu jeszcze kilku…

13.03.2012, 15:04 pozycja: -20.18 S -34.66 W, kurs: 55, przebyta trasa: 24780 mil – to ostatnie dane o jachcie ze strony internetowej śledzącej rejs Tomasza Cichockiego, który na „Polskiej Miedzi” żegluje samotnie dookoła świata. Do braku informacji o naszym samotniku już się przyzwyczailiśmy, bo od wypłynięcia z Port Elizabeth tylko raz dostaliśmy potwierdzenie od przepływającego w pobliżu statku, że na jachcie wszystko jest OK. Tomek minął Horn i wziął kurs na Brest, gdzie zakończy swój wielki rejs. Mamy nadzieję, że brak aktualnej pozycji jachtu to tylko wynik kolejnej awarii. Odganiamy od siebie złe myśli i nadal trzymamy kciuki za powodzenie wyprawy. Niestety, emocje i groza pojawiają się, gdy w mediach znów ktoś napisze – zaginął polski żeglarz!

Na przełomie roku z uwagą śledziliśmy rejs kapitana Romana Paszke, który na katamaranie „Gemini 3” żeglował samotnie dookoła świata pod wiatr i prąd. Przygoda zakończyła się poważną awarią niedaleko przylądka Horn. Emocje sięgnęły zenitu! Jednak żeglarz z wielkim trudem uratował zalewany wodą jacht i doprowadził go bez zewnętrznej pomocy do ujścia rzeki Rio Gallegos, gdzie przyjął hol od lokalnego statku pilotowego. 8 stycznia „Gemini 3” został wyjęty z wody, a sprowadzony z Polski team brzegowy przystąpił do usuwania uszkodzeń. Podjęto decyzję, że jacht wróci wodą do Europy, a jesienią kapitan ponownie wyruszy po rekord samotnej żeglugi dookoła świata. Niestety, w marcu znów powiało grozą! Dowiedzieliśmy się, że sprawy przybrały bardzo zły obrót. Jak czytamy w specjalnym komunikacie – „Jacht pomimo zakończenia wszystkich zleconych napraw i otrzymania zezwolenia żeglugi od inspektorów argentyńskich został zatrzymany w porcie. Stało się tak na wniosek jednej z firm argentyńskich, która po otrzymaniu uzgodnionej wcześniej opłaty za holowanie – dodatkowo zażądała ponad 300 tys. dolarów USD za rzekome uczestnictwo w «asyście ratowniczej». Wobec nieuiszczenia zapłaty, decyzją lokalnych władz, «Gemini 3» ma zakaz opuszczenia portu, a polska załoga – zakaz korzystania z jednostki, co zmusiło polskich żeglarzy do szukania prowizorycznego zakwaterowania na terenie miasta”. Sytuacja jest niezwykle trudna i skomplikowana ponieważ – „…ubezpieczyciel jachtu nie uznaje żądań argentyńskich z powodu braku obiektywnego zaistnienia «asysty ratowniczej», a armator i koordynator tego sportowego projektu – nie dysponuje kwotami zbliżonymi do obecnie podnoszonych przez firmę holowniczą. Sprawa trafiła do lokalnego sądu. Według ekspertów potyczka sądowa może potrwać wiele miesięcy, a do tego czasu pozostawiony bez opieki ten supernowoczesny katamaran, poddany ciężkim warunkom nadchodzącej na półkuli południowej zimy z wiatrami ponad 150 km/h, niskimi temperaturami oraz ustawiony na tymczasowym rusztowaniu ulegnie odkształceniu i zniszczeniu”.

Czy taki będzie smutny koniec tego wspaniałego jachtu i wielkiej wyprawy?! 26 marca Roman poleciał ponownie do Argentyny, by rozpocząć walkę o uratowanie „Gemini 3”. Kapitanowi życzymy powodzenia w negocjacjach i szczęśliwego zakończenia sporu. My z ulgą patrzyliśmy na ostatnie dni marca, bo już dość mieliśmy tego garnca pełnego gorących emocji i lodowatej grozy…

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.