02/2011: Liczy się wytrwałość!

2011-02-28 14:21 Waldemar Heflich
_
Autor: Z archiwum "Żagli"

Medal olimpijski to dziś cel numer jeden Pawła Kowalskiego i całego RS:X Team. Jesteśmy pewni, że im się uda, bo jak nikt inny potrafią wytrwale realizować wyznaczone sportowe cele. Oby stało się to już za rok – w Londynie!

Wyniki 76. Plebiscytu Przeglądu Sportowego i Telewizji Polskiej na dziesięciu Najlepszych Sportowców Polski ogłoszono 8 stycznia 2011 r. na scenie warszawskiego Teatru Polskiego. Pośród 25 nominowanych znaleźli się także żeglarze - mistrz i wicemistrz świata w windsurfingu, Piotr Myszka i Przemysław Miarczyński. Do miana Trenera Roku aspirował ich wychowawca Paweł Kowalski. Zgodnie z oczekiwaniami wygrali jednak ci, którzy zdobyli medale na zimowych igrzyskach w Vancouver. Pierwsze miejsce w plebiscycie zajęła Justyna Kowalczyk, a Trenerem Roku został Aleksander Wierietielny. Jeszcze raz okazało się, że najkrótsza droga do prestiżowej „10" wiedzie przez podium olimpijskie. Nie od dziś wiemy, że to właśnie jedno z niespełnionych marzeń naszych deskarzy. Choć zdobyli wiele tytułów mistrzowskich, brak w ich dorobku choćby jednego medalu olimpijskiego. To dziś cel numer jeden Pawła Kowalskiego i całego RS:X Team. Jesteśmy pewni, że im się uda, bo jak nikt inny potrafią wytrwale realizować wyznaczone sportowe cele. Oby stało się to już za rok w Londynie!

Po raz pierwszy regaty Sydney-Hobart rozegrano w 1945 r. To jedna z najważniejszych i najpopularniejszych imprez sportowych na przełomie roku. W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia uwaga sportowego świata skupiona jest na słynnym żeglarskim klasyku. Na starcie stają od lat wyjątkowi żeglarze: 83-letni Syd Fisher płynął na jachcie „Ragamuffin". Był to dla niego 42. start w wyścigu do Hobart. Fisher to jeden z największych i najbardziej popularnych żeglarzy w Australii - milioner i pasjonat jachtingu, wygrał dwukrotnie ten wyścig w czasie rzeczywistym na 80-stopowym Maxi „Ragamuffin" w 1988 i 1990 r. Zwyciężył także w czasie przeliczeniowym w 1992 r. Legendarny australijski żeglarz jest od kilkudziesięciu lat jednym z największych mecenasów żeglarstwa. Sześciokrotnie finansował przygotowania syndykatów do regat o Puchar Ameryki. Był sześciokrotnie kapitanem reprezentacji Australii w regatach Admiral's Cup. W tym roku chciał ponownie zdobyć Tattersalls Cup dla najszybszego jachtu w czasie przeliczeniowm. Niestety, jego 55-stopowy „Ragamuffin" musiał uznać wyższość innych jednostek. Na mecie w Hobart leciwy skiper powiedział, że ma nadzieję, że wygra w swoim 43. starcie! W tym roku ten prestiżowy Puchar zdobyła
załoga jachtu „Secret Men's Business 3.5". Radości nie było końca! Odbierający nagrodę 64-letni Geoff Boettcher startował w regatach z Sydney do Hobart już po raz 22. Dopiero teraz wywalczył upragnione trofeum. Przez wiele lat szło mu jak po grudzie. Załoga i przyjaciele mówili o nim „Major of Eden", bo większość wyścigów kończył wycofaniem i wpłynięciem do tego portu. Także i w tym roku dowcipkowano, że już przed startem powinien zarezerwować hotel w Edenie... Geoff to jednak wytrwały żeglarz i za 22. razem dopiął swego!

Wiemy już, że 34. Puchar Ameryki rozegrany zostanie na wodach u wybrzeży San Francisco. Larry Ellison, twórca BMW Oracle Racing Team zdobył America's Cup, a teraz zorganizuje regaty w obronie tego najstarszego trofeum sportowego świata. Na wodzie zobaczymy 72-stopowe katamarany z masztem-skrzydło. Mają żeglować szybko i widowiskowo, a ultranowoczesny przekaz TV ma stworzyć widowisko sportowe godne XXI w. Dręczy nas jednak pytanie: ile jachtów stanie na starcie? Głośnym echem odbiły się deklaracje o wycofaniu z Pucharu Ameryki Brytyjskiego Team Origin i południowoafrykańskiego Teamu Shosholoza. Właściciele obu syndykatów odrzucili zaproponowany format regat i pomysł budowy katamaranów. Salvatore Sarno w wywiadzie dla włoskiej gazety „Quotidiano Nazionale" powiedział, że 34. Puchar Ameryki będzie kosztował bardzo dużo i Shosholoza nie weźmie w nim udziału. Vincenzo Onorato, właściciel Mascalzone Latino i jednocześnie Challenger of Record, wysłał list do redakcji ze stosowną odpowiedzią: „Kapitan Sarno jest oczywiście niepoinformowany o ostatnich zmianach w Protokole 34.AC. Licząc od 12 grudnia 2010 r. wpisowe obniżono do 100 tysięcy dolarów zamiast jednego miliona euro. Rewers gwarancyjny zamiast trzech milionów dolarów zmniejszono do miliona (płatność 200 000 do 1 kwietnia 2011 roku i 800 000 do 31 grudnia 2011 r.)". Jak widać drogo nie jest!
Vincenzo Onorato nie mówi w swej odpowiedzi, ile trzeba mieć na start w AC. Twierdzi natomiast, że nie jest prawdą, jakoby minimalny budżet wynosił 80 milionów euro. Jego zdaniem 17 milionów euro, które wydała Shosholoza na 32. AC na pewno nie jest budżetem, za który można wygrać regaty, ale kapitan Sarno pokazał, że można osiągnąć dobry wynik z ograniczonymi środkami. Jak napisał: „Jesteśmy jako Challenger of Record zainteresowani jak największą liczbą pretendentów oraz utrzymaniem kosztów startu i przygotowań na jak najniższym poziomie. Mówiąc uczciwie także w Mascalzone Latino walczymy, by utrzymać się przy życiu". Włoski milioner namawia szefów innych syndykatów, aby nie narzekali, a zaczęli szukać pieniędzy i sponsorów, bo tylko dzięki wytrwałości można osiągnąć sukces...

Felieton redaktora naczelnego miesięcznika "Żagle" pochodzi z lutowego wydania pisma 02/2011.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.