Mateusz Kusznierewicz wspomina swój pierwszy obóz żeglarski

2014-09-05 12:39 Informacja prasowa
Mateusz Kusznierewicz
Autor: FOT. DARIUSZ URBANOWICZ/ŻAGLE Mateusz Kusznierewicz

Kiedy kilkanaście lat temu organizowałem pierwsze obozy żeglarskie dla młodzieży w mojej Akademii, wierzyłem, że wielu z naszych wychowanków zarazimy pasją do tego sportu. Nie przypuszczałem jednak, że dla niektórych z nich żeglarstwo stanie się pomysłem na życie.

Adama Woźnickiego poznałem w 2002 r. Jako jeden z dziesięciolatków przyjechał na nasz obóz. Pamiętam, że chętnie uczestniczył w zajęciach, zdobywając pierwsze żeglarskie szlify. W jego rodzinie nie było morskich tradycji, więc kontakt z wodą i wiatrem był dla niego nowością. Podobał mu się nasz program zajęć i taki sposób spędzania wakacji. Rodzice pozwalali więc, aby przyjeżdżał do nas przez kolejnych kilka lat.

Kiedy przed tegorocznym sezonem przyszła do Akademii Kusznierewicza aplikacja na stanowisko instruktora od 23-letniego Adama Woźnickiego, pomyślałem: zbieżność nazwisk?! Dobre CV – doświadczenie w pracy z dziećmi i liczne uprawnienia, zdecydowały, że zaprosiliśmy go do pracy. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że rolę trenera i wychowawcy powierzamy nikomu innemu jak naszemu wychowankowi,Adamowi, który jeszcze 12 lat temu był naszym podopiecznym…

– Pracowałem w innych firmach, ale gdy zebrałem odpowiednie doświadczenie, to postanowiłem aplikować do Akademii Kusznierewicza. Z sentymentu zapragnąłem wrócić do miejsca, gdzie to wszystko się zaczęło – opowiadał podczas naszego
spotkania po latach.

Adam przywiózł do Klubu „Mila” koszulkę z moim autografem – pamiątkę sprzed lat. Dziś, w tym ośrodku nad Zalewem Zegrzyńskim, spotykamy się już nie jako nauczyciel-uczeń, ale jako partnerzy, którzy mogą rozmawiać o wspólnych planach i ciekawych pomysłach. Bo z biegiem czasu Adam uczestniczył w najróżniejszych kursach – od radiooperatora LRC, STCW (kurs bezpieczeństwa i ratownictwa na morzu) do ratownika WOPR, a nabyte umiejętności procentują. Pływając od Mazur przez Bałtyk aż po atlantyckie wody okalające Wyspy Kanaryjskie, zdobywał doświadczenie i kształtował swój charakter. – Najlepsza kadra, na czele z Mateuszem oraz znanym trenerem i olimpijczykiem Markiem Chocianem, spowodowała, że nawet, gdy byłem już za stary na kolonie, to nieustannie kontynuowałem żeglarskie szkolenie. Wiedziałem, że to sport mojego życia i warto zdobywać kolejne uprawnienia, które z czasem doprowadzą mnie do spełnienia celu, jakim jest wzięcie udziału w regatach okołoziemskich – wspominał Adam.

Mój dawny uczeń zdradził mi również, że już jako uczestnik naszych obozów wiedział, że jeśli tylko osiągnie pewien poziom umiejętności na wodzie, to ja będę pierwszą osobą, do której zwróci się po pomoc w realizacji swoich największych, oceanicznych marzeń. – Przez lata nie byłem pewien, kiedy nadejdzie ten moment. Jednak w tym roku stanąłem przed lustrem i wiedziałem, że patrzę na człowieka, który rzeczywiście jest gotowy na podjęcie nowych wyzwań. Najpierw zdecydowałem, że chcę pracować w firmie Mateusza – opowiadał.

Udało mu się to, ale nie spoczywa na laurach, bo z uśmiechem dodał, że kiedy tylko będę kompletował polską załogę na oceaniczne regaty, to on rzuca wszystko. – Jestem w każdej chwili gotowy, aby być członkiem takiej ekipy i popłynąć choćby na koniec świata, bo najważniejsze w życiu jest dążenie do spełnienia marzeń.

Na razie koncentruje się jednak na pracy z młodzieżą. Ja z uśmiechem, ale i łezką wzruszenia obserwuję, jak ten chłopak przekazuje im to, czego nauczył się od nas. I mówi, jak ja kiedyś, jak po zaangażowaniu niektórych dzieciaków i błysku w ich oczach wie, że kilku pójdzie w życiu taką samą drogą. Pewnie za jakiś czas przejmą trenerskie stery Akademii Kusznierewicza…

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO? POLUB ŻAGLE NA FACEBOOKU

– Ciekawie jest stanąć po drugiej stronie i już jako instruktor podziwiać, jak młodzież łapie naszego bakcyla. A gdy dzieciaki, mimo wakacji, chcą wstawać choćby o piątej rano, kiedy tylko pojawi się okazja wyjścia na wodę, to już wiem, że żeglarstwo stanie się również ich hobby i pasją na całe życie – mówił.

Cieszy mnie ta historia, ale najwięcej radości daje obserwowanie uśmiechu na twarzy naszych podopiecznych. Bo wakacyjne obozy mają być radosną przygodą dla nich wszystkich, niezależnie od tego, czy sport stanie się ich pasją na całe życie, czy pójdą inną drogą.

A czy ja zostałbym żeglarskim mistrzem olimpijskim, gdym w dzieciństwie nie pojechał na wakacyjny obóz pod żaglami? Wątpię…

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.