Mateusz Kusznierewicz: Czy Max zostanie żeglarzem?

2013-10-24 17:05 Mateusz Kusznierewicz
Czy Max zostanie żeglarzem
Autor: Z archiwum Mateusza Kusznierewicza W połowie lipca urodził mi się syn! Zdrowy, pogodny, wysportowany. Ordynator szpitala dał mu od razu pierwsze miejsce! W niezliczonej ilości telefonów i SMS-ów z gratulacjami przyjaciele i znajomi pytali, czy mam już dla niego Optimista? Zdzichu Staniul poszedł nawet dalej i już zapisał go do siebie na mistrzowski trening...

W połowie lipca urodził mi się syn! Zdrowy, pogodny, wysportowany. Ordynator szpitala dał mu od razu pierwsze miejsce! W niezliczonej ilości telefonów i SMS-ów z gratulacjami przyjaciele i znajomi pytali, czy mam już dla niego Optimista? Zdzichu Staniul poszedł nawet dalej i już zapisał go do siebie na mistrzowski trening...

W tym wspaniałym momencie mojego życia cieszyłem się jak nigdy. Patrzyłem na małego człowieka, którego będziemy z Izą wychowywać i prowadzić przez życie. Nauczymy go poznawać ten wyjątkowy świat. Przekażemy wartości, doświadczenia i wiedzę, które mamy i w zgodzie z którymi żyjemy i postępujemy.

Patrzę na mojego syna i zastanawiam się, kim kiedyś zostanie? Jaką drogę wybierze? Jakie wrodzone umiejętności pozwolą mu realizować swoje marzenia? Czy będzie miał talent do sportu, a może do muzyki lub matematyki? Może zostanie kosmonautą albo pisarzem? Czas to pokaże. Sam wybierze – tego mu życzę!

Moje dzieciństwo było przyjemne i ciekawe. Jestem jedynakiem. Wyniosłem z domu wartości i zasady, w jaki sposób postępować i poznawać świat. Nie miałem wszystkiego wyłożonego na tacy. Liczyły się chęci, pomysły i zaangażowanie. Moi rodzice poświęcili mi dużo czasu, ale w głównej mierze była to pomoc i wsparcie w realizacji pasji i zainteresowań.

Od szóstego roku życia zapisywali mnie na różne zajęcia pozalekcyjne po szkole. Kiedy moi koledzy siedzieli popołudniami na podwórku, ja chodziłem na pływanie, tenis, gimnastykę, muzykę, malarstwo, karate itp., itd. Miałem sporo zajęć, ale wszystkie były przede wszystkim zabawą. Kiedy miałem dziewięć lat, moja Mama zobaczyła w szkole ogłoszenie zapraszające na wakacyjny obóz żeglarski. Zapytała mnie, czy mam ochotę pojechać i nauczyć się pływać łódką. Nikt nie był wtedy świadomy, co z tego kiedyś wyniknie.

Co ciekawe, przez pierwsze trzy lata nic nie wskazywało na to, że będę odnosił sukcesy w tym sporcie. Była to przede wszystkim dobra zabawa. Obozy żeglarskie, zajęcia i treningi w klubie (foto obok) były bardzo przyjemną formą spędzania wolnego czasu po szkole. W pierwszych regatach, w których wziąłem udział, zająłem drugie miejsce, ale zarówno dla mnie, jak dla moich rodziców i trenera był to zwykły przypadek. Szczęście początkującego. Kolejne wyścigi kończyłem w połowie stawki. Nie zraziło mnie to bynajmniej, bo nie na dobrych wynikach mi wtedy zależało. Żyłem fajną atmosferą i frajdą czerpaną z zajęć z rówieśnikami. Dziękuję też moim rodzicom za to, że w żadnej formie nie wywierali na mnie presji wyniku. Nie należeli do tzw. KOR-u, czyli Klubu Oszalałych Rodziców. Wspierali mnie jedynie w realizacji pasji i pomagali w dojazdach na zajęcia w klubie.

Dopiero po czterech latach uprawiania żeglarstwa pojawiły się pierwsze znaczące wyniki. Coś we mnie zaskoczyło i postanowiłem przyłożyć się do sportu. Po okresie zabawy przyszedł czas na poważne traktowanie żeglarstwa. Z perspektywy czasu uważam, że to była najlepsza droga, jaką mnie poprowadzili. Świadomie czy nieświadomie, na pewno przy ich olbrzymim wsparciu, rozwinąłem swoją karierę żeglarską w optymalny sposób i w najlepszym kierunku. Obiecałem sobie jakiś czas temu, że postąpię tak samo w przypadku swoich dzieci. Mam dużą samoświadomość i uważnie obserwuję otoczenie. Rozróżniam dobre przykłady od złych
i potrafię stwierdzić, co jest najlepszą drogą w kształtowaniu zainteresowań młodego człowieka. Uważam, że dzieci do 12. roku życia powinny przede wszystkim poznawać świat przez zabawę. Wprowadzenie ich zbyt wcześnie w profesjonalne zajęcia i wyczyn może dać odmienny efekt.

Cieszę się, że mam możliwość doświadczyć w życiu tego szczęścia i odpowiedzialnego zadania, jakim jest wychowanie dziecka. I to nie jednego. Mamy już trzyletnią córkę, Nataszkę, a teraz dołączył do nas Max. Pragnę poprowadzić ich przez życie, wzbudzając w nich zainteresowania i pasje, tak jak to zrobili moi rodzice. Kiedy nadejdzie odpowiedni czas, będą mogli spróbować różnych rzeczy. Pomogę im w tym i będę całym sobą wspierał. A później niech sami odnajdą swoje talenty, wybiorą, co chcą w życiu robić, i w czym postanowią być najlepsi.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.